Startowa Do nadrzędnej Nowości English Komunikaty Pro Inne English articles O nas Współpraca Linki Polecamy Ściągnij sobie Zastrzeżenie
| |
Anty-Judym
"Przemiany wszystkich wartości" w polskiej medycynie.
[art. opublikowany tutaj w 2008 r. Gwiazdki odsyłają do moich
(L.K.) późniejszych przypisów]
-------
Wydaje się, że weszło już do swego rodzaju tradycji, iż początek roku upływa w
Polsce pod znakiem manifestacyjnego odchodzenia przez lekarzy od łóżek chorych i
żądania przez medyków coraz to większych podwyżek. Słuchając medialnych
wypowiedzi polskich lekarzy oraz ich wybranych przywódców trudno oprzeć się
wrażeniu, iż dla pacjentów byłoby lepiej, gdyby odejście od ich łóżek wielu
lekarzy miało charakter trwały, a najlepiej dożywotni i było zagwarantowane
stosownymi wyrokami o zakazie wykonywania zawodu.
Jednak obok całkowitego upadku etosu i morale pracowników służby zdrowia, tym,
co uderza w całym zgiełku najbardziej, jest brak nie tylko pomysłów na
rozwiązanie problemu, ale nawet podstawowych informacji co do stanu faktycznego.
Choć kryzys trwa już co najmniej od czasu tak zwanych reform Jerzego Buzka, a
kwoty wydawane na służbę zdrowia wzrosły od ich dokonania z 24 do 42 miliardów
zł, to nikt nie przedstawił dokładnych danych, ile lekarze zarabiają, ile
pracują i jak godzą pracę na kilku etatach w tym samym czasie.
*
Dlaczego w Polsce
kształci się za darmo tylu studentów medycyny, jeżeli zaraz po studiach wielu z
nich jedzie pracować za granicę?
Ilu medyków przypada w Polsce na tysiąc
mieszkańców, a ilu w innych krajach? Jak mają się ich zarobki w porównaniu do
innych grup zawodowych? Dlaczego ex-minister Zbigniew Religa ciągle powtarza, że
wydajemy mniejszy procent PKB na służbę zdrowia niż kraje zachodnie, a oficjalne
dane międzynarodowe mówią, że w sumie wydajemy mniej więcej tyle samo, tylko że
my te brakujące 2-3% PKB dopłacamy z własnej kieszeni, czyli część z nich
wędruje bezpośrednio do kieszeni lekarskich, a więc bez podatku, ergo ich
rzeczywiste zarobki powinny być względnie wyższe. Dlaczego w prywatnych
lekarskich gabinetach nie ma kas rejestrujących wpływy i dlaczego nie wzmacnia
się siły kontrolnej tego mechanizmu poprzez powszechną i znaczącą ulgę podatkową
na wydatki związane z prywatnym leczeniem – w końcu odciąża się w ten sposób NFZ.
Dlaczego w ogóle lekarze mają zarabiać kilka czy w niektórych przypadkach
kilkanaście razy więcej od innych grup zawodowych, nawet jeżeli tak jest gdzieś
na Zachodzie?
Zamiast więc choćby podstawowych konkretów, dowiadujemy się, że zdaniem Polaków
znakomita większość lekarzy żyje „niegodnie”, bo zarabia nie tylko poniżej dwóch
czy trzech średnich krajowych, ale w ogóle poniżej średniej krajowej i to nie
tylko zaraz po studiach, ale także – jak w przypadku np. nauczycieli – u szczytu
kariery. Gdy w pewnym strajkującym szpitalu zdesperowany dyrektor zapowiedział
ujawnienie PIT-ów swoich walczących o „godne życie” pracowników, ci od razu
zagrozili sądem. Trudno o lepszą ilustrację zakłamania, z jakim mamy do
czynienia. W innym szpitalu lekarze przyznali, że już dawno zarabiają powyżej
obecnych postulatów, ale strajkują z powodu solidarności ze swoimi kolegami.
Pacjenci, jak widać, na solidarność nie zasługują...
Podnieść upadłe morale jest trudno i to z pewnością proces wymagający nie tylko
stanowczych działań, jakie słusznie podejmuje CBA, ale i długofalowych, choćby w
postaci gwarancji praw pacjentów i większej odpowiedzialności lekarzy. Jednak
oprócz odbudowy etosu konieczne jest w służbie zdrowia przywrócenie choćby
elementarnego ładu i przejrzystości. Sprzyjałyby temu z pewnością jasne zasady
finansowania służby zdrowia w ogóle, a wynagradzania lekarzy w szczególności.
Zamiast tego mamy do czynienia z zapowiedziami jeszcze większego zamieszania,
czemu sprzyjać będą przekształcenia mienia państwowego w prywatne, półprywatne,
samorządowe, samorządowo-prywatne itp., itd. Nawiasem mówiąc, zmiany idące w
kierunku podobnego chaosu szykują się w oświacie. Towarzyszyć temu będą ciągłe
przepychanki, negocjacje, afery, aferki, „obiektywne” konkursy, unieważnianie
konkursów, zmienianie zasad, dramatyczne strajki, negocjacje, odchodzenie od
łóżek, przekonywanie o swojej determinacji i o tym, że tak dłużej być nie może.
Jak w takiej atmosferze można dobrze leczyć? Taki system to wręcz zachęta do
selekcji negatywnej, w której najlepiej będą się czuć nie ci, co chcą spokojnie
zajmować się leczeniem, ale ci, którzy mają lepsze układy i układziki, są
bardziej chciwi i bezwzględni, stale zajęci walką z innymi.
Z punktu widzenia pacjenta i społeczeństwa o wiele rozsądniej byłoby powrócić do
finansowania szpitali wprost z budżetu, ustalenia, że są one własnością skarbu
państwa, a mianowani dyrektorzy wydają tyle, ile mają, bo jak nie, to długi
pokrywają z własnej kieszeni i muszą zmienić pracę albo po prostu mają prawny
zakaz brania kredytów. Lekarze, którzy decydują się na etatową pracę w
państwowej służbie zdrowia mieliby, o zgrozo, centralnie określone stawki i
drogi awansu, ci natomiast, którzy chcą pracować prywatnie lub na kontraktach,
płaciliby natomiast uczciwe podatki, ale ich działalność prywatna byłaby
zdecydowanie oddzielona od tego, co publiczne i nie polegałaby, jak to często ma
miejsce obecnie, na pobieraniu prywatnego haraczu za to, że zrobi się pacjentowi
badania na kosztownym państwowym sprzęcie czy skomplikowany zabieg w państwowej
placówce. Radykalnie powinno się ukrócić finansowanie czy wręcz korumpowanie
tego środowiska przez koncerny farmaceutyczne, tak samo jak wprowadzić ustawowy
nakaz ujawniania wszelkich tego rodzaju kontaktów państwowych urzędników
decydujących o refundacji leków czy zakupach sprzętu. Jeżeli leki mają być
refundowane, a zyski przy ich produkcji i sprzedaży sięgają często tysięcy
procent, to państwo powinno też sporą część z nich produkować we własnym
zakresie.
Takie rozwiązania na pewno spotkałyby się w masowych mediach z zarzutem, że to
powrót do socjalizmu, centralizmu, ręcznego sterowania, że pieniądze mają iść za
pacjentem, że trzeba więcej konkurencji itp., itd. Odpowiedzieć na to trzeba, że
jeżeli dla kogoś ideologiczne dogmaty i tropienie wrogów panującej doktryny jest
ważniejsze od rzeczywistości oraz zdrowego rozsądku, to jego sprawa.
Rzeczywistość jednak wygląda tak, że jeżeli państwo najpierw funduje przyszłym
medykom bardzo kosztowne studia, a potem przymusowo zbiera od obywateli 10%
pensji na służbę zdrowia, to ono i społeczeństwo, które państwo reprezentuje, ma
prawo od lekarzy czegoś w zamian wymagać. Jeżeli ci nie chcą pokazać PIT-ów i są
w stanie ustawicznego strajku w państwowych szpitalach, to niech idą do
prywatnych – ale niech je sobie sami zbudują i wyposażą, niech oddadzą za
studia, niech zaczną płacić uczciwe podatki. My natomiast zatrudnijmy w
państwowej służbie zdrowia tych, którzy mają nieco starodawne pojęcie o tym,
czym jest godność i którym zamiast 10 tysięcy wystarczy 5 miesięcznie. Ustalimy
jasne kryteria awansu zawodowego i związane z tym obowiązki, a jeśli chętnych do
pracy na takich zasadach w Polsce nie starczy, to zaprośmy lekarzy z Rosji,
Indii, Chin, Kuby, szeroko włączmy do systemu alternatywne sposoby leczenia,
zacznijmy w końcu na serio traktować profilaktykę i propagowanie zdrowego trybu
życia, choćby poprzez zakaz sprzedaży śmieciowego żarcia w szkołach, zapewnienie
czystej wody w kranach, zakaz wielkoprzemysłowej produkcji mięsa czy
zmniejszenie zatrucia powietrza w miastach.
Jest zresztą charakterystyczne, że w żadnej z tych mających ogromne, negatywne
skutki dla zdrowia obywateli spraw, lekarze jako środowisko głosu nie zabierają.
Zamiast tego mamy rytualne i w gruncie rzeczy komiczne prześladowanie palaczy –
podczas gdy samo zamieszkiwanie w większości polskich miast oznacza, z powodu
nagromadzenia w nich samochodowych spalin, dla płuc tyle, co wypalenie kilku
papierosów dziennie. Jednak Judym żył zdaniem polskich lekarzy „niegodnie”, a
patronami środowisk pana Radziwiłła czy Bukiela moim zdaniem powinni być
właściciele sanatorium w Cisach.
Odłóżmy także między bajki modne zaklęcia-wytrychy o pieniądzach wędrujących za
pacjentem, bo tak naprawdę to często wędrują one za urzędnikiem czy politykiem
proponującym coraz to lepsze slogany-rozwiązania, tyle tylko, że są to pieniądze
wielkich medycznych koncernów i grup interesu. Jeżeli państwo pobiera podatki,
to ono musi zapewnić ich sensowne użycie. Obywatel realnie dysponuje tym, co ma
w kieszeni, a jeżeli już zapłacił składkę-podatek, to wybór pomiędzy lekarzami w
najbliższym ośrodku jest faktycznie szczytem tego, co w tej dziedzinie da się
osiągnąć, a ileż społecznej energii zaoszczędzi się na wyjściu ze stanu
permanentnego chaosu, tymczasowości i fikcji.
Moim zdaniem można by śmiało zaryzykować zgodę, aby w takiej sytuacji każdy, kto
chce, mógł się z takiego systemu wycofać i zamiast płacić 10% pensji państwu,
ryzykować, że w razie choroby swojej lub dzieci, tak jak to ma miejsce w USA,
zapłaci za leczenie całym swoim majątkiem, a nawet jeżeli jest ubezpieczony w
prywatnej firmie, to ryzykuje, że tej będzie się bardziej opłacało wynająć
prawników i nie wywiązać z umowy niż go leczyć, gdy miał pecha i zapadł na
chorobę, której leczenie jest drogie. Warto w tym miejscu przypomnieć, że choć,
jak twierdzą polscy medialni specjaliści od wszystkiego, ponoć wszystko co
prywatne działa zawsze i wszędzie lepiej niż społeczne i państwowe, to w USA,
gdzie w zasadzie są tylko prywatne ubezpieczenia, w przeliczeniu na obywatela
wydaje się na leczenie kilka razy więcej niż w Europie. A jednocześnie ludzie
nie tylko są tam o wiele bardziej schorowani **, ale żyją kilka lat krócej nie
tylko niż w zachodniej Europie, ale nawet trochę krócej niż na biednej Kubie,
która w odróżnieniu od Polski potrafi jeszcze sprawić, by eksport jej lekarzy
przynosił krajowi konkretne korzyści gospodarcze i polityczne.
No i tak sobie poreformowałem służbę zdrowia na naszej niszowej stronie, a teraz
na dłuższy czas żegnam się z pisaniem tutaj dłuższych tekstów. Może czasem
napiszę coś „poważniejszego” do wydania papierowego. Brak mi już nie tylko sił,
ale czasem i słów. Postępy bezmyślności i tego, co Konrad Lorenz nazwał regresem
człowieczeństwa, są w Polsce tak galopujące, że coraz częściej mam wrażenie, iż
nasze „obywatelskie”, oczywiste przecież, a poza Polską szeroko dyskutowane
pomysły, tutaj realizowane są głównie przez ludzi bez czci i wiary, którzy
cynicznie robią „wszystko tak samo, tylko że na odwrót”.
Swego czasu ostrzegałem np., że za dokładanie co roku ogromnych sum z budżetu
państwa do budowy autostrad zapłacimy choćby w postaci rosnących cen materiałów
budowlanych i mieszkań – teraz widać, że dotyczy to także elektryczności. Ale,
co ciekawe, o ile państwo co roku dokłada lekko licząc 10 miliardów do budowy
autostrad, to do budowy nowych elektrowni mają dołożyć ludzie, którym ledwo
starcza na ogrzewanie mieszkań. Nikt jednak nie mówi o konieczności inwestowania
budżetowych środków np. w budowę elektrowni, choć wydawałoby się, że piecyk
elektryczny i żarówka, nie mówiąc o komputerze, są ludziom bardziej potrzebne od
asfaltowych rynien ze spalinami. Pisałem też o tym, że większość przemysłowych
fabryk mięsa trzeba i można by natychmiast zamknąć tylko na podstawie już
istniejących przepisów. Niedawno ukazał się raport NIK dokładnie to
potwierdzający. Ale, jak to w Polsce, raporty NIK służą tylko do zużywania
kolejnych ton papieru i nie mam złudzeń, że minister rolnictwa czy środowiska
ośmieli się wyrzucić z polski Smithfielda czy Poldanor. Te i wiele innych
przykładów sprawiają, że mam coraz mniej wiary w możliwości zmiany przy pomocy
słów, choćby najmądrzejszych. Potrzeba nam bardziej czynów, a być może ta nędzna
epoka i jej ludzie zasługują co najwyżej na szczyptę ironii i bardziej
lakoniczną kronikę.
Olaf Swolkień
artykuł z http://www.obywatel.org.pl/ z dn. 15 stycznia 2008.
-------- Przypisy redaktora (L.K.) ---------
* Wg ówczesnego stanu "wiedzy publicznej",
ale wiele przedstawionych pytań nadal jest aktualnych.
** W USA zakłamanie oficjalnej medycyny osiąga szczyty, co jest wynikiem
zwłaszcza monopolizacji szkolnictwa przez granty koncernów farmaceutycznych
nastawionych na zysk oraz ich dominacji na rynku leków.
*** Podobne stanowisko wyrażałem w
starszych artykułach:
Edytorial1,
Edytorial 2 - Aspekty zdrowia
Nieuleczalne: choroby, ludzie czy system?
Bardziej chora od pacjentów
i cząstowo w wielu innych.
| |
Wyszukiwarka
lokalna
na dole strony
Także w Komunikaty
Zapisz się na
▼Biuletyn▼
(Twoje dane sa całkowicie bezpieczne,
za zapis - upominek)
Twoja
Super Ochrona Medyczna
|