Tiomersal (thimerosal)
– metaloorganiczny związek chemiczny, sól sodowa kwasu etylortęciotiosalicylowego (C9H9HgNaO2S),
odznaczający się znaczną toksycznością. Substancja konserwująca używana w
starszych typach szczepionek, niektórych maściach i innych postaciach leku.
Ponadto w recepturze aptecznej jako konserwant leków.
W 50%
składa się z etylortęci. Tiomersal
(w odróżnieniu do metylortęci) prawie nie kumuluje się w organizmie, jest
metabolizowany do etylortęci i tiosalicylanu.
Wspomniana metylortęć (neurotoksyna) kumuluje się u ludzi i zwierząt (szczególnie
w rybach), bo jako nierozpuszczalna w wodzie wydala
się bardzo powoli. Tu znów odsyłam do artykułu ww. o rybach.
Etylortęć (tiomersal) jest dodawany do niektórych szczepionek
jako środek konserwujący w ilości 50 µg tiomersalu/dawkę (tj. 25 µg etylortęci/dawkę,
są różne podawane ilości).
Owszem to niewiele w porównaniu z puszką tuńczyka pod względem metylortęci.... Tutaj mamy listę szczepionek w Polsce, które zawierają tiomersal
http://szczepienia.pzh.gov.pl/.
A dokładnie: tiomersal jest w: D-szczepionka
błonicza adsorbowana, d-szczepionka błonicza adsorbowana, DT-Szczepionka
błoniczo-tężcowa adsorbowana, DTP Szczepionka błoniczo-tężcowo-krztuścowa
adsorbowana.
Przy okazji - dane z ww. portalu były kwestionowane.
O ile obecnie większość szczepionek w Polsce etylortęci (tiomersalu) nie zawiera,
to nawet śladowe (nanogramy) jego ilości są szkodliwe, co dotyczy obydwu
form - etylo- i metylortęci. A propos "śladowych ilości" - oto
głośny film dokumentalny, którego motywem przewodnim jest tiomersal,
https://www.youtube.com/watch?v=T3rfW30AOZE
("Śladowe ilości" - napisy PL, tytuł oryginalny - Trace Amounts, http://traceamounts.com/
, pokazany m.in. w kontekście innych informacji także
tutaj).
Trochę historii
Tiomersal został
opracowany przez naukowców z firmy farmaceutycznej Eli Lilly w 1927 roku.
Firma Eli Lilly przeprowadziła eksperyment na ludziach, w trakcie epidemii
zapalenia opon mózgowych w Indianapolis w stanie Indiana. Wybrano podgrupę 22
osób i podano im jednoprocentowy roztwór tiomersalu. Jest to dawka, która
zabijała zwierzęta w laboratorium. Podano go dożylnie. Wszystkie 22 osoby
zmarły. Nie zauważono toksycznego działania, jednak stwierdzono, że chorzy
zmarli na zapalenie opon mózgowych oraz to, że tiomersal ma bardzo niski poziom
toksyczności dla ludzi (sic!). Jest to podobno jedyne badanie bezpieczeństwa tiomersalu, jakie
przeprowadzono.
Wbrew powszechnym przekonaniom, nadal jest podawany dzieciom i kobietom w ciąży.
Jednak nie można porównywać
rtęci podawanej z pożywieniem i u osób dorosłych, do aplikowanej dzieciom wprost
do krwi.
Przykładem jest szczepionka na grypę. Zobacz
http://onalubi.pl/szczepienia/szokujacy-raport-na-temat-szczepionek-na-grype/
Jak widać na opakowaniu (i w ulotce) producent, owszem, informuje, że thimerosal to mercury derivate, czyli
pochodna rtęci. I że jest jej aż 25 mcg. Dlatego każdy, kto dozna jakichś problemów zdrowotnych musi przyjąć do
wiadomości, że sam jest sobie winien. Producent informował, kto nie przeczytał
ani nie spytał ten sam sobie zaszkodził...
Być może farma zabezpiecza się przed pozwami informując wyraźnie, że leki mogą powodować
skutki uboczne, a nawet śmierć. Jednak nikt się tym nie przejmuje. Skoro
autorytet w białym kitlu zaleca przyjęcie leku lub terapii to po co pytać?
"Gdyby to było szkodliwe, to by nie zostało dopuszczone do użycia" - to
najczęstsza odpowiedź leminga.
Temat wielokrotnie poruszał dr n. med.
Jerzy Jaśkowski w swych prezentacjach, książkach i artykułach.
Oto fragmenty z jego art.
https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/tag/tiomersal-timerosal/
:
Co najmniej od 1947
roku znane były wątpliwości co do bezpieczeństwa tego preparatu. Pomimo tego FDA
nie reagowała. Tiomersal podawano bowiem dzieciom w latach 40. w postaci proszku
na ”ząbki”. Prowadziło to do śmiertelnych zatruć rtęcią.
W 1963 roku okazało się także, że podawanie rtęci w postaci wstrzykiwań
bezpośrednio do krwiobiegu, szczególnie u osób, jak to nazwano, wrażliwych, może
spowodować komplikacje zdrowotne. Sugerowano zastosowanie innego związku
konserwującego leki, w przypadku zastrzyków.
W dniu 17 sierpnia
1967 roku wymuszono na Eli Lilly skreślenie pojęcia „nietoksyczny”. W dwa
tygodnie później ulotka została zmieniona na „nie działa drażniąco na tkanki
ciała”.
W 1972 roku w czasopiśmie „British
Medical Journal” opublikowano pracę udowadniającą, że stosowanie
rtęci i aluminium powoduje oparzenia skóry, wynikające z interakcji rtęci i
aluminium. Rtęć działa jako katalizator i powoduje szybkie utlenianie aluminium,
wytwarzając dużo ciepła. Obecnie wstrzykuje się to do krwiobiegu. Poparzeń
[oczywiście]
nie widać.
W 1982 roku FDA podała
opinię: „Na poziome komórkowym tiomersal okazał się być bardziej toksyczny dla
ludzkich komórek nabłonkowych in
vitro, aniżeli chlorek rtęciowy, azotan rtęciowy czy merkurochrom (merbromin).
Tiomersal okazał się być 35,3 razy bardziej toksyczny dla komórek sercowych,
aniżeli dla gronkowca złocistego”.
Badania odnośnie słabego działania bakteriobójczego
[taki był pierwotny cel wprowadzenia] znane były FDA już od 1950
roku. Badania wykazały, że działanie tiomersalu chroni przed paciorkowcami tak
samo jak zwykła woda.
Naukowcy stwierdzili,
że tiomersal nie jest bezpieczny w stosowaniu, ponieważ szybciej niszczy komórki
skóry, aniżeli bakterie.
Oczywiście na wszystkich etykietach firmy Eli Lilly pojawił się napis: „Jeżeli
karmisz dziecko piersią, zasięgnij porady lekarza”.
Na podstawie tych
badań FDA nakazuje wycofanie w przeciągu 6 miesięcy wszelkich produktów
zawierających tiomersal. Ale nie nakazała wycofania rtęci ze szczepionek!
Nakazała natomiast przeprowadzenie badań porównawczych dzieci szczepionych
preparatami z tiomersalem z dziećmi, które nie dostały tiomersalu. Od tego czasu
minęło prawie 30 lat — jedno pokolenie — i do
dnia dzisiejszego firmy szczepionkowe nie przeprowadziły takich badań. Także w
Polsce żadnego „specjalistę” rządowego sumienie nie ruszyło i badań nie wykonał.
Liczy się skóra, fura i komóra, jak mawiał pewien poeta. A że dzieci umierają
czy chorują? A kogo to obchodzi?
Na czym się więc
opiera taki p. prof. Andrzej Radzikowski twierdząc, że szczepionki są najlepiej
przebadanymi preparatami, to tylko on może odpowiedzieć. Podstawy naukowe jego
wypowiedzi pozostają nieznane. W piśmiennictwie naukowym niestety brak dowodów
na potwierdzenie dywagacji tego pana. A co będą wiedzieli studenci po takich
wykładach?
Okazuje się, że roczne
dziecko dostaje aż 125 razy więcej rtęci w stosunku do masy ciała, aniżeli
dopuszczają to normy toksykologiczne FDA. Innymi słowy, dziecko roczne o masie
około 10 kg w stosunku do ilości rtęci, jaką w niego wstrzykują szczepionkowcy,
powinno ważyć niemal 1300 kg!
Pomimo, że jest to oczywistym nonsensem, żaden pracownik Zdrowia Publicznego,
tak modnego obecnie przedmiotu, nie zauważa tego ani w USA, ani tym bardziej w
Polsce. Brak jakiegokolwiek śladu, aby Państwowy Zakład Higieny, jako instytucja
albo chociaż jakikolwiek indywidualny pracownik tej instytucji, powołanej do
ochrony społeczeństwa przed szkodliwymi czynnikami, publicznie ostrzegł swoich
rodaków. Wręcz przeciwnie, cały czas ta instytucja, opłacana chyba jeszcze przez
podatnika, zachęca do szczepień. Tak wiec twierdzenie, że Polacy nie są już
narodem w sensie politycznym, znajduje potwierdzenie praktyczne. Jak sami
możecie sprawdzić, Szanowni Czytelnicy, żaden lekarz pediatra nie widzi związku
z limitami dopuszczalnych stężeń neurotoksyn, jakimi są rtęć, czy aluminium, a
swoją działalnością, polegająca na truciu dzieci, nierzadko swoich własnych.
Widzicie więc, jak z lekarzy odpowiedzialnych za leczenie, w okresie 25 lat
zrobiono posłusznych robotów, wykonujących procedury, nawet te sprzeczne z
prawem. I żadnej reakcji sprzeciwu ze strony jakiejkolwiek organizacji
lekarskiej!!! Prawo bowiem mówi wyraźnie: „Kto świadomie narusza zdrowie,
podlega karze do lat…”.
Obliczenia dotyczące sumy rtęci otrzymywanej przez dzieci, były podstawą
powolnego wycofywania rtęci ze szczepionek. Przez krótki okres nagłośniono
sprawę tego wycofywania. Ale po roku wszystko uległo zapomnieniu. Szczepionki
zawierające 25 mcg tiomersalu nadal są wysyłane do krajów rozwijających się, a
takim, według producentów szczepionek, jest bez wątpienia Polska. PZH nigdy nie
spełnił swojego statutowego zadania. W 1973 roku doprowadził do poszczepiennej
epidemii polio w województwie poznańskim. Od 1960 roku do późnych lat 1980.
stosowano w Polsce szczepionki zakażone rakotwórczym wirusem CV-40. PZH nie
kwestionował tych szczepionek i dopuścił do ich stosowania! W 1996 roku
Ministerstwo, nie wiadomo dlaczego, zwanego Zdrowia, za laptopa i… zakupiło
koreańskie szczepionki, po których wystąpiły zgony. Nigdy nikt nie został
ukarany, ale tą instytucję nadal musimy utrzymywać.
Już w 1999 roku pracownik CDC, Thomas Verstraten, studiując bezpieczeństwo
szczepionek stwierdził, że u dzieci otrzymujących tiomersal ryzyko zachorowania
na autyzm jest o 600% większe, aniżeli dzieci, które nie dostają tiomersalu.
Amerykańskie sądy przyjęły zasadę, że jeżeli ryzyko względne jest tylko o 100 %
większe, to poszkodowanemu należy się odszkodowanie. Jak Państwo wiecie, w
Polsce, dzięki ekspertom PZH, jeszcze nikt nie dostał odszkodowania, pomimo
ewidentnych związków stanu zdrowia z otrzymanymi szczepionkami.
Zdziwienie musi tutaj budzić wypowiedź krajowego konsultanta z neonatologii, że
wcześniaki z niską masą urodzeniową mogą „bezpiecznie” otrzymywać wszystkie
zalecane szczepionki. Albo jest to bezdenna niewiedza albo głupota albo… możesz
się sam domyśleć, Czytelniku. Pani prof. …… nie ma podstawowej wiedzy zarówno z
farmakologii, jak i toksykologii, a przecież teoretycznie musiała te przedmioty
zdawać. No chyba, że to było jak w tym teatrze z Gajosem.
W 2003 roku Thomas Verstraten zmienia pracodawcę i przenosi się do GSK,
największego producenta szczepionek. Publikuje już na nowym miejscu pracy, w
czasopiśmie „Pediatrics”, prace o rzekomym braku związku pomiędzy rtęcią, a
autyzmem. Polscy „specjaliści” masami powołują się na tą publikację. Wygląda to
na to, że zupełnie nie znają wcześniejszych prac tego pana, ani jego wolty.
Pytanie: dlaczego?
Dziwnym trafem, cały zbiór danych, dotyczących związku rtęci z autyzmem, zostaje
przeniesiony do prywatnej firmy i zniszczony. W związku z tym, CDC wywija się z
konieczności opublikowania danych, w powołaniu się na ustawę o jawności danych.
Przemysł wakcynologiczny zatrudnia IOM, znany z okrutnych eksperymentów na
ludności Gwatemali, na biednych ludziach, również dzieciach, w celu wykazania
braku związku pomiędzy rtęcią, a autyzmem. Jak wiadomo, IOM jest instytucją
pracującą głównie na potrzeby armii i przez armię finansowaną. A zakażenia, czy
to wirusologiczne, czy bakteryjne, są uważane za broń biologiczną.
CDC nadal nie
wywiązuje się z obowiązku opublikowania posiadanych danych oraz przeprowadzenia
badań. W Polsce do dnia dzisiejszego żadna klinika pediatryczna, ani żaden
konsultant z pediatrii, położnictwa czy neonatologii przez 25 ostatnich lat nie
przeprowadził badań określających skutki działania tiomersalu na stan dzieci. Za
to p. prof. Andrzej Zieliński częstuje nas w drukowanymi w prywatnym periodyku
wakcynologów „rewelacjami” o braku jakiegokolwiek związku pomiędzy zatruciem
rtęcią i aluminium a zdrowiem dzieci.
Na fałszowanie tzw.
badań duńskich zdefraudowano 20 milionów koron. Szef tych badań gdzieś zniknął.
Łącznik amerykański, Thorsen, został oskarżony aż o 11 przestępstw z paragrafów
kodeksu karnego. Oczywiście żadna prasa w Polsce tej sprawy nie ujawniła.
Przecież trzeba ludziki ogłupiać. Po to jesteśmy.
...
Rtęć jest silną neurotoksyną działającą szczególnie destrukcyjnie na mózg
dziecka, są jego powiązania z autyzmem.
Szczególnie, że
Ilość rtęci w szczepionce przekracza dopuszczalną przez toksykologię
wartość o kilkaset procent.
Parę szczegółów ujawnionych przez jednego z
internautów (cytuję z wpisu; w [ ]
uwagi tutejszego redaktora).
W Polsce szczepionka DTP nadal zawiera związek rtęci - tiomersal, w chwili kiedy
to piszę (01.12.2016) taki jest stan rzeczy, zgodnie z ulotką zawiera tiomersal,
ale w ulotce nie ma informacji o ilości, jest że zawiera 1,4 miligrama aluminium,
ale nie ma ile jest tej rtęci, dlaczego? Udało mi się ustalić, że jest to jakieś
25 mikrogramów czystej rtęci. Dożylnie dzienne wartości "bezpieczne" to jakieś
0,1 mikrograma Hg/Kg masy ciała (ale i to może szkodzić, przy stężeniu 2
mikrogramy/kg doprowadziły do całkowitego zniszczenia wewnątrzkomórkowych
mikrotubuli i degeneracji aksonów
http://occup-med.biomedcentral.com/articles/10.1186/1745-6673-6-2#B32),
ale usunięto chyba wszystkie możliwe informacje o tym z Internetu - nic nie
można już na ten temat znaleźć - o maksymalnych "bezpiecznych" dawkach rtęci.
Czyli dla niemowlaka o wadze 3kg to jakieś 0,3 mikrograma, a dostaje on w
szczepionce 25 mikrogramów. 25/0,3 = 83 razy przekroczony dzienny bezpieczny
poziom dla rtęci i jest to bezpieczne dla takiego malucha?
10 kłamstw wypowiadanych przez tych którzy mówią, że rtęć w szczepionkach jest
bezpieczna:
http://szczepienia.wybudzeni.com/2016/07/06/rtec-w-szczepionkach-10-klamstw/
["...Karta charakterystyki bezpieczeństwa (MSDS) Tiomersalu dostarczona
przez firmę Eli
Lilly potwierdza,
że ekspozycja płodów i dzieci na działanie Tiomersalu może spowodować „od
łagodnych po ciężkie formy upośledzenia umysłowego i zaburzeń motorycznych.”
Karta charakterystyki bezpieczeństwa dostarczona przez koncern Sigma
Aldrich wymienia
poronienie i śmierć płodu, jako możliwe skutki działania po ekspozycji w
stanie prenatalnym"
... i dużo innych szokujących informacji oraz duża
bibliografia tematu.]
Tak więc, co to znaczy i ile to jest „śladowe ilości”? Według tego co mówi CDC
jest to ilość mniejsza niż lub równa 0.3mcg na dawkę.
[polecam jeszcze ten bogaty w dane materiał]
http://szczepienia.wybudzeni.com/tiomersal-rtec-2/.
Warto wspomnieć, że nie jest tak że tego
"konserwantu" dodaje się precyzyjnie odmierzoną ilość do każdej fiolki.
Produkt przygotowuje się w dużych zbiornikach, w których wszystkie składniki są
mieszane, co nigdy nie daje dokładnego wymieszania. Zatem, w wielu przypadkach
finalnie, po dozowaniu, ilość tiomersalu może być w fiolce znacznie większa.
Sprawa tiomersalu jest fragmentem dużo
większego zjawiska - dodawania do szczepionek wielu szkodliwych
substancji jak: adiuwantów (głownie sole glinu), obcych
białek, retrowirusów, formaldehydu... oraz przypadkowych zanieczyszczeń, w
tym glifosatu. Szczególnie groźne jest aluminium (glin)
- silna neurotoksyna, dodawana do większej ilości szczepionek pod postacią soli
tego materiału - podobny temat, którego tu nie poruszam.
To wszystko jest dokładniej omawiane w serii prezentacji
Szczepionki
- mało znane naukowe fakty (odcinek 1. i 34 dalszych),
zwłaszcza w odcinkach 2, 5 i 8.
(jeśli to zniknie z YouTube, znajdź na
https://vimeo.com/user75852809).
Opr. L. K.
PS.
zapisałeś się na nasz newsletter?
(nieregularny i dość rzadko wysyłany - więc bez strachu - nie zasypię Cię
wiadomościami...)