Startowa Do nadrzędnej Nowości English Komunikaty Anty Inne English articles O nas Współpraca Linki Polecamy Ściągnij sobie Zastrzeżenie
| |
Arogancja a ignorancja
(artykuł na bazie notatki umieszczonej uprzednio na mym blogu
www.lapidaria.home.blog)
Pisząc często o patologiach w polskiej 'służbie zdrowia' oraz o nagonkach na
naturoterapeutów, tutaj głównie w dziale ANTY, nieraz,
zbulwersowany, zastanawiałem się skąd się to bierze.
Poniżej parę myśli na ten temat o charakterze nieco filozoficznym, zatem daję je
do działu U źródeł
(dół strony), chociaż ich wymowa jest krytyczna.
Arogancja i ignorancja napędzają się wzajemnie. Widzę to dość często wśród
polityków, przedstawicieli mediów a nawet naukowców.
Pomimo tego sprzężenia, często nieodłącznego, zastanawiałem się które z tych
zjawisk jest pierwotne.
Oto trochę moich dywagacji.
Ignorancja jest względna i stopniowalna. Przykładowo, na ogół student
posiada więcej wiedzy niż licealista, asystent więcej od studenta, profesor
więcej od asystenta, itp.
Ponadto, każdy z nich może swoją wiedzę pogłębiać. Przez to ignorancja jest
potencjalnie do usunięcia i wtedy nie musi być zawsze groźna.
Bywa, że ignorancja na jakiś temat powoduje arogancję – po prostu ktoś czegoś
nie wie i nie rozumie, więc postępuje arogancko wobec innych postaw i racji.
Tutaj jednak większą rolę niż poziom wiedzy może odgrywać charakter człowieka.
Są tacy, którzy mają wolę i naturalną skłonność by poszerzać swe horyzonty, a
inni są na to za leniwi lub przekonani, że już wszystko wiedzą.
Szczególnie ta pewność jest nieprzyjemna i niebezpieczna, ponieważ generuje
arogancję.
Tylko oni mają rację, biada krytykom.
Wiadomo też, że wykształcenie nie gwarantuje mądrości. Może być i tak, że pewne
nabyte w trakcie studiów umiejętności mogą służyć złej sprawie.
Co do wykształcenia i studiów – te tracą na jakości, o czym wspomnę jeszcze
dalej (*).
Występuje też przypadek, że dany osobnik działa z pobudek spoza wiedzy – wie, że
nie ma racji, ale jej zaprzecza, bo ma w tym interes, jest „kupiony" przez
pozycję w środowisku, przez wygodę trwania w jakimś układzie, a nawet wprost –
za pieniądze.
Jest groźny przypadek szczególny, który dotyczy osób, które zarządzają dużymi
strukturami.
Np. jakiś minister. Rozumiem, że ma tyle spraw na głowie, że trudno mu ogarnąć
wszystkie i na wszystkim się znać. Do tego dochodzi lojalność względem linii
partyjnej i ogólnej polityki rządu. W takiej sytuacji paradoksem jest (lub
zdarza się), że im ważniejsze i skutkujące społecznie decyzje trzeba podejmować,
tym mniejsza kompetencja. Chyba, że ma na tyle oleju w głowie i przyzwoitości,
że dobiera sobie dobrych doradców i ich słucha.
Dodatkowo władza psuje, rozdmuchuje ego, jeśli ktoś nie ma mocnego i przyjaznego
ludziom charakteru.
Arogancja jest zatem już bardziej cechą charakteru niż postawą wyuczoną.
Człowiek mądry, im więcej wie, tym bardziej widzi, ile pokory trzeba mieć, by
przekroczyć pewne progi wiedzy na swej drodze, także wiedzy o sobie. Czasem
konstatuje: „wiem, że nic nie wiem", co napędza go do dalszych poszukiwań. To
przeciwieństwo pychy.
A, jak mówią, pycha to źródło innych grzechów i przez to grzech największy. Im
większa pycha tym większy możliwy upadek.
Z kolei, oportunista może w ogóle nie kierować się względami wiedzy i prawdy,
ważna dla niego jest pozycja lub gratyfikacja.
Zatem, chyba wyjaśnia mi się, co jest pierwotne i groźniejsze.
W szczególności naukowca powinna cechować pokora, dociekliwość, zdolność do
dyskusji, instynkt badawczy.
Dam teraz dwa przykłady praktyczne, z pola medycyny.
Minister Zdrowia (nie koniecznie obecny, bo poprzedni nie byli lepsi).
Trudny przypadek, bo ochrona zdrowia w Polsce i na świecie idzie w złym kierunku
i sama sobie kładzie kłody pod nogi.
Nie będę rozwijał tego obszernego tematu (zobacz np. ten
Edytorial z 2007 r.),
bo tutaj o czym innym.
Wyniosłość i bezwzględne przekonanie o swej racji, pomimo że w wielu przypadkach
jej nie ma.
Stąd i arogancja w stosunku np. do ludzi, którzy nie chcą być prześladowani a
nawet karani za to, że nie decydują się na
szczepienia niemowląt w myśl hasła „Jest ryzyko, musi być i wybór".
Minister bagatelizuje niepożądane objawy poszczepienne (NOP) i twierdzi, ze jest
ich mało, co nie jest prawdą, ponieważ tylko znikoma ich ilość jest oficjalnie
rejestrowana (są powody administracyjne, ale to znów nie ten temat). Ponadto
wspiera propagandę szczepionkową – tu podejrzewam go albo o ignorancję albo
uwikłanie lobbystyczne.
Podobnie było i nadal jest w stosunku do ludzi, którzy rozpaczliwie szukają
ratunku w ciężkich objawach padaczki i innych chorób (zwłaszcza związanych z
bólem), na które pomaga olej z
konopi (ekstrakt potocznie zwany medyczną marihuaną). Takich przypadków jest
dziesiątki tysięcy albo i więcej, ale minister twierdzi, że są to przypadki
pojedyncze i blokuje odnośne postulaty i procedury. Wykazuje się brakiem wiedzy,
która funkcjonuje w wielu krajach, gdzie taką pomoc się świadczy. Czyli znów
arogancja i arogancja.
* Przykład drugi.
Profesor X, i wielu innych z różnych branż medycznych, wygłasza ex catedra tezę,
że choroba Y jest nieuleczalna, i że można ją tylko łagodzić objawowo z
zastosowaniem chemioterapii lub jakiegoś medykamentu. Obie metody bardzo drogie,
nieskuteczne i efektami ubocznymi, które dają dalsze powikłania lub cierpienia.
Taki profesor kształci rzesze studentów, którzy odtąd mają wbite w głowę, że nic
nie da się zrobić, więc w ślad za 'autorytetem' nawet nie będą próbować pójść
inną drogą, coś odkrywać, poszerzyć swą wiedzę o metody alternatywne lub
komplementarne, zasklepią się w sztywnych procedurach. To już nie nauka, to
kształcenie sprzedawców leków. Widzę dość często na forach żółtodziobów medycyny,
którzy mądrzą się i nie przyjmują niczego innego do wiadomości. Co gorsza, taki
profesor i jego uczniowie nie wahają się użyć inwektyw i oszczerstw w stosunku
do tych, którzy poza oficjalnymi procedurami i farmakologią mają lepsze wyniki
od nich.
Można powiedzieć – zrozumiałe – bronią swych pozycji. Ale akurat lekarz ślubuje
służenie pacjentowi, a nie korporacji, jego praca ma charakter szczególny – to
misja.
I tak mamy przykład arogancji oraz przyczynek do tezy, że szkolnictwo obniża
loty.
Na usprawiedliwienie można dodać, że młodzi lekarze właśnie tak zostali nauczeni,
z ich profesorowie ... podobnie.
Ten łańcuszek można prowadzić do czasów, gdy farmacja kierując się biznesem,
zaczęła opanowywać szkolnictwo - przez granty badawcze, dotacje ogólne i
stypendia kupiła sobie medycynę i ich influencerów. I tak farmacja już nie służy
medycynie, ale medycyna farmacji i jej biznesowi. A przy okazji sama się obławia
kosztem pacjentów oraz budżetu państwa, który w ten sposób jest drenowany i
końca tego drenażu nie widać.
Leszek Korolkiewicz
| |
Wyszukiwarka
lokalna
na dole strony
Także w Komunikaty
Zapisz się na
▼Biuletyn▼
(Twoje dane sa całkowicie bezpieczne,
za zapis - upominek)
Twoja
Super Ochrona Medyczna
|