Startowa Do nadrzędnej Nowości English Komunikaty Pro Anty English articles O nas Współpraca Linki Polecamy Ściągnij sobie Zastrzeżenie
| |
Sport to nie zawsze zdrowie
(wpis z 2014 r. odtworzony z już nieistniejącego bloga befirst.co/finess)
W nr 21 (listopad) gazetki Dobry Znak (www.gazetadobryznak.pl ) znalazłem artykuł Krzysztofa Kraśnickiego pt.
"Sport, ale z umiarem", który cytuję poniżej. Wspiera on i mój
pogląd.
---
Nie sądziłem, że tekst, który napisałem przed kilkoma tygodniami „Biegać (prawie) każdy może” tak bardzo poruszy moich znajomych. Przede wszystkim biegających, a muszę przyznać, iż w moim gronie należą oni do zdecydowanej większości. Otóż ci moi znajomi, osoby w różnym wieku i obojga płci, stwierdzili z oburzeniem, iż w owym tekście promuję maszerowanie zamiast, co w ich mniemaniu znacznie zdrowsze, ścigania się - z czasem, odległością, rywalem, własnymi słabościami. I sam Bóg wie czym jeszcze.
Zbaraniałem! Przeczytałem raz i drugi, i nie znalazłem nawet jednego fragmentu, w którym zaprzeczałbym pozytywnemu wpływowi biegania na organizm. Stwierdziłem tylko, że są przypadłości, które wykluczają tę formę ruchu, nic ponadto. Przyznałem, że osobiście nie biegam, bo po prostu nie lubię. I tyle! Wolę maszerować.
Decyzję o maszerowaniu podjąłem spontanicznie, intuicyjnie. Nie szukałem naukowego potwierdzenia słuszności tej formy rekreacji fizycznej (bo za taką uważam maszerowanie), nie korzystałem z porad ani opinii fachowców, jakich mam w swoim otoczeniu bez liku.
Ale skoro zostałem sprowokowany, to pójdę na wymianę ciosów; uważam bowiem, że marsz, ale szybki, jest równie skuteczny jak bieganie! Aby dać odpór moim adwersarzom, postanowiłem wzbogacić swoją w tym zakresie wiedzę, podzielić się nią z Czytelnikami „Dobrego Znaku”. Przekonać ich, że również chodzenie ma ogromny, pozytywny wpływ na zdrowie. Poczytałem, popytałem mądrych ludzi i jestem w pełni usatysfakcjonowany. Bo wyszło, że mam rację.
Sięgnąłem też do opracowania Paula Williamsa, amerykańskiego naukowca z Narodowego Laboratorium w Berkeley, który przeprowadził odpowiednie badania, a ich wyniki udowodniły, że... szybkie maszerowanie jest korzystniejsze dla ludzkiego organizmu niż bieganie.
A oto wnioski z owych badań: Szybki marsz obniża ryzyko wystąpienia cukrzycy o 12,3% - bieganie o 12,1%. Powiecie, że różnica niewielka? Maszerujmy więc dalej: szybki chód zmniejsza ryzyko chorób serca o 9,3%, podczas gdy bieganie - o 4,5%. Więcej? Bardzo proszę; maszerowanie zmniejsza ryzyko nadciśnienia o 7,2 %, bieganie - o 4,2%, ryzyko wysokiego poziomu złego cholesterolu przy regularnym, szybkim chodzeniu jest mniejsze o 7%, przy ganianiu - o 4,3%. Biegający zapewniają, że czynią to, bo ściganie się sprawia im niewysłowioną przyjemność. Mam duże wątpliwości. Przyglądam się uczestnikom coraz częściej i na różnych dystansach organizowanych biegów. Widzę skrzywione wysiłkiem, a pewnie i bólem twarze, dzikie spojrzenia, wyraźny brak kontaktu z otoczeniem. I to ma być przyjemność? Chyba u osobników o skłonnościach masochistycznych. Później odnajduję te wykrzywione grymasem twarze na Facebooku. Heroiczny wysiłek potwierdza aplikacja pokazująca mapkę, przebyty dystans, spalone kalorie i inne dowody, że mamy do czynienia z supermenem czy superwoman.
Dochodzę do wniosku, że cały ten zgiełk dyktuje przemysł robiący na biegających olbrzymi interes. Bo to nie tylko aplikacja, ale i często przymocowane do ramienia wypasione smartfony, opinające tyłek rajtki, odblaskowe koszulki, niemal samonośne, corocznie modyfikowane obuwie. I mnóstwo innych gadżetów. Oczywiście, odpowiednie próby osiągania kolejnych źródeł zysku podejmowano u chodziarzy - amatorów. Sprowokowano modę na wzmocnienie efektu maszerowania kijkami - produktem o dźwięcznej nazwie nordic walking. Sam się temu poddałem, ale kiedy stwierdziłem, że owych kijków najczęściej używają osoby w mocno podeszłym wieku, które uznały je za kolejny punkt podparcia (co dwie laski to nie jedna) - zrezygnowałem. Uczyniłem tak, aby uniknąć niepotrzebnych skojarzeń. Co i tak nie zmieniło faktu, iż dystans między wyżej wymienionymi a mną kurczy się w zawrotnym, wręcz kosmicznym tempie. Na wszelki wypadek schowałem więc owe dwa patyki w piwnicy. Mogą się przydać. Oczywiście wszystko, co napisałem powyżej dotyczy biegaczy i chodziarzy - amatorów. Wyczynowcy to zupełnie inna bajka. To sportowcy, którzy wymyślili sobie taki, a nie inny, zapewniam, że niełatwy sposób na życie. Oni nie bawią się w sport, tylko zajmują się nim na poważnie, często niemal bez reszty. Oddają mu swoje najlepsze lata.
W błędzie tkwi jednak ten, kto wyciągnąłby wniosek, że jestem przeciwnikiem biegania. Bo nie jestem. Studiuję przerażające statystyki o braku zainteresowania u dzieci i młodzieży jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym, mogę się więc tylko cieszyć, że po latach młodzi i starsi zaczynają rozumieć zbawienne skutki uprawiania sportu czy choćby rekreacji fizycznej. Starają się zniwelować skutki wcześniejszej bezmyślności.
Biegajmy, maszerujmy, śmigajmy na rowerach, pływajmy. Ale róbmy to wszystko z umiarem. Jedna godzina dziennie naprawdę wystarczy. Przesada może być równie szkodliwa jak zaniechanie.
---
Dodam od siebie: maszerowanie także rozgrzewa - przydatne na chłodne dnie, w listopadowym czasie, gdy to piszę. Bez dużego ryzyka spocenia i 'zawiania'
z możliwym przeziębieniowym skutkiem. Pisałem parokrotnie o swym upodobaniu do marszu/nordic-walkingu oraz biegówek w zimie i swych wątpliwościach dotyczących biegania (
Mit ćwiczeń cardio,
Jeszcze o bieganiu...).
Wpadła mi w ręce notatka prasowa, która wspiera moją sympatię do chodzenia/marszu:
"Lepiej biegać czy chodzić?
Nie musisz uprawiać joggingu, by skutecznie zapobiegać chorobom serca. Wystarczy
niedługi spacer. Z badań wykonanych na Uniwersytecie Duke'a wynika, że choć
biegacze zyskują na zdrowiu najwięcej [?], to spacerowicze wcale nie pozostają
daleko w tyle. Na prośbę naukowców, 60 mężczyzn i kobiet w wieku od 40 do 65 lat
pokonywało tygodniowo 21 km. To tylko 3 kilometry dziennie. Połowa z nich
biegała, pozostali spacerowali. Okazało się, że u wszystkich uczestników
eksperymentu jednakowo poprawiła się sprawność układu sercowo-naczyniowego, tzn.
ich organizm pobierał w ciągu minuty więcej tlenu.
I kobiety i mężczyźni z obydwu grup schudli także w tym czasie średnio ok. 1,5
kg. U osób, które biegały nieco bardziej obniżyło się tylko ciśnienie krwi. To
wg badaczy komentujących wyniki eksperymentu dowodzi, że ćwiczenia nie muszą być
intensywne, by przynosiły istotne korzyści dla układu krążenia. Wszyscy,
niezależnie od tego, jak jesteśmy zajęci, możemy znaleźć czas, by codziennie
pokonać pieszo kilka kilometrów."
Jeśli się zgadzasz - podziel się
| |
Wyszukiwarka
lokalna
na dole strony
Także w Komunikaty
_______________
Zapisz się na
▼Biuletyn▼
Zobacz informację
wstępną
(Twoje dane są całkowicie bezpieczne;
za zapis - upominek >
Informacja wstępna)
_______
Twoja
Super Ochrona Medyczna
|