Słońce – zdrowe czy nie?
”Idź, ciągle idź w stronę słońca”, z głową
na karku.
Znaczenie
światła dla życia jest oczywiste. Gdyby nie Słońce nie było by życia na Ziemi,
przede wszystkim przez stałe energetyczne zasilanie i podtrzymywanie temperatury
w przedziałach umożliwiających tę formę życia jaka znamy. W całym spektrum
energetycznym najlepiej poznane jest światło oraz mechanizm fotosyntezy.
Ponieważ nasze komórki nie wykorzystują chlorofilu, to pomimo że rola światła w
fizjologii człowieka jest znana od dawna, to łatwo było wykluczyć udział energii
światła jako czynnika w ludzkich procesach wytwarzania energii, mimo iż
chlorofil jest bardzo podobny w budowie do hemoglobiny. Tu otwiera się pole do
dalszych badań, o których wspomnę na końcu artykułu, a teraz przypomnijmy
najbardziej znane fakty i dajmy wstęp do tytułowego tematu.
Światło
reguluje nasz cykl dobowy. Okazało się, że ludzki zegar biologiczny nie działa
dokładnie w cyklu 24 godzinnym.
U niektórych osób cykl ten jest nieco krótszy, a osoby takie nazywamy „rannymi
ptaszkami”. U innych cykl jest dłuższy niż 24 godziny. Są oni powszechnie
nazywani „sowami”. Z wiekiem zegar biologiczny zaczyna pracować w nieco krótszym
cyklu. Średnio dla całej populacji rytm dobowy trwa jednak 24,5 godziny, jest
więc dłuższy od astronomicznego cyklu dnia i nocy. Mimo tego ludzie nie
odczuwają dolegliwości związanych z tymi różnicami. Duża ilość światła podczas
dnia i ciemność w godzinach nocnych poprzez regulację poziomu dwóch hormonów,
melatoniny i kortyzolu, synchronizuje nasze indywidualne zegary biologiczne z
cyklem i zegarem astronomicznym. Jeśli jednak w dzień nie dostajemy właściwej
dawki promieniowania świetlnego, nasz zegar biologiczny nie jest właściwie
ustawiany, co prowadzi do zaburzeń snu w nocy i senności i zmęczenia w dzień.
Badania
medyczne i biologiczne prowadzone na świecie wykazały, że światło ma nie tylko
wzrokowe, ale i biologiczne oddziaływanie na organizm ludzki. W ostatnich latach
coraz częściej mówi się o biologicznych efektach światła.
W 2002 roku
odkryto nowy typ receptora w ludzkim oku. Odpowiada on za biologiczne skutki,
jakie wywołuje światło w ludzkim ciele. Skomplikowane reakcje chemiczne
przebiegające pod wpływem światła padającego na ten receptor, również wywołują
sygnały, przekazywane dzięki połączeniom nerwowym, między innymi do obszaru
mózgu nazywanego jądrem nadskrzyżowań,
w skrócie SCN od angielskiego „suprachia-smatic nuclei”, odpowiadającego za
sterowanie ludzkim zegarem biologicznym oraz do szyszynki.
Najważniejszym odkryciem stało się stwierdzenie, że światło, a w szczególności
regularne cykle światło-ciemność mają zasadniczy wpływ na kontrolowanie zegara
biologicznego człowieka poprzez wpływ na produkcję niektórych ważnych hormonów w
ciele ludzkim. Tak można przyspieszyć przepływ krwi w naczyniach wieńcowych,
uregulować sen, układ nerwowy, poziom cukru czy zachęcić organizm do zrzucenia
nadwagi.
Istnieje silne oddziaływanie biologiczne związane ściśle z
powtarzalnym cyklem jasność-ciemność. Na wykresie pokazano powiązanie z
wytwarzaniem 2 ważnych hormonów: kortyzolu i melatoniny.
Oprócz cyklów dobowych występują i sezonowe. Zimą większość z nas
ogarnia chandra, zniechęcenie i senność. Lekarze mówią, że to tzw. depresja
sezonowa, nierozerwalnie związana z szerokością geograficzną i krótkim dniem. To
naturalna reakcja ludzkiego organizmu na brak światła.
Te i inne zależności są dość szczegółowo opisane w artykule
http://www.lighting.pl/index.php?s_id=10&akcja=artykul&a_id=156&typ=1 z
którego wzięto ten rysunek.
W tym materiale jednak zajmę się węższym zakresem tematu, a
mianowicie czy słońce jest dla nas zdrowe czy szkodliwe.
Zanim przejdę do wyników badań naukowych (nie każdego interesują te
szczegóły), krótkie podsumowanie praktyczne.
Słońce to źródło zdrowia i życia. Promienie ultrafioletowe, którego
słońce jest źródłem, ma uzdrawiające i lecznicze działanie.
Skóra człowieka jest wyposażona w bardzo skuteczny mechanizm obronny; pod
wpływem promieni UV, zwiększa się wytwarzanie melaniny a to prowadzi do
ciemnienia cery, uruchamiając proces ochrony przed wnikaniem promieniowania do
głębszych warstw skóry. Ciemnienie, czyli opalenizna, nie jest szkodliwe dla
skóry, ani organizmu, przeciwnie, ekspozycja na promieniowanie ultrafioletowe
jest poprzez nią spożytkowane do wytwarzania naturalnej witaminy D. Witamina
D poprawia metabolizowanie wapnia w
organizmie, więc mocne kości, silny system immunologiczny. Opalanie
się ma też efekty psychoaktywne; działa antydepresyjnie, nawet spowalnia
Alzheimera. Nawoływania i ostrzeganie: opalanie powoduje raka skóry!, kieruje
naszą uwagę na samą skórę. I tu rzeczywiście sytuacja nieco się komplikuje (o
czym dalej). Ludzie mają różne karnacje; od bardzo ciemnej do bardzo jasnej,
także skłonności do zaburzeń pigmentacyjnych nie są bez znaczenia. Popularne
pieprzyki, czy rozległe znamiona, wymagają bardzo dużo uwagi.
A teraz nieco dokładniej o zagrożeniach i jak to z nimi jest. (w
tej części wykorzystano fragmenty z bezpłatnego newslettera Poczty Zdrowia).
Jakie
jest
realne ryzyko śmierci z powodu raka skóry
Liczba zgonów
z powodu czerniaka skóry wynosiła w Polsce w 2010 roku prawie 12001.
Oczywiście - to o 1200 osób za dużo. Ale porównajmy z
liczbą 92 600 w 2010 r., które zmarły z powodu innych nowotworów złośliwych, a
także z liczbą 174 000 osób zmarłych na choroby układu krążenia2.
Dlaczego takie porównanie jest ważne?
Bo ostatecznie na raka skóry umiera się rzadko, w
porównaniu do umieralności z powodu zawału, chorób serca, niewydolności naczyń
krwionośnych, raka płuc, piersi, szyjki macicy, jelita grubego, żołądka czy
mózgu. A właśnie przebywanie na świeżym powietrzu i słońcu to podstawowy sposób,
aby zmniejszyć ryzyko chorób krążenia oraz zapobiec innym rodzajom nowotworów.
To stres, siedzący tryb życia,
nadwaga, alkohol i papierosy są głównymi przyczynami chorób układu krążenia i
nowotworów. A więc jeśli:
- rezygnujesz z aktywności na powietrzu, aby uniknąć raka skóry;
- stresujesz się z powodu raka skóry;
- zostajesz w domu, a przez to nabierasz ochoty na niezdrowe
jedzenie, wypicie alkoholu lub zapalenie papierosa, czekając, aż będziesz
już mógł bezpiecznie wyjść na słońce…,
to właśnie dokonujesz bardzo, bardzo złego
wyboru!
Dużo ważniejsze dla Ciebie jest zmniejszenie ryzyka
chorób krążenia oraz ryzyka nowotworów wszelkiego rodzaju niż koncentrowanie się
na zapobieganiu wystąpienia raka skóry.
Większość nowotworów skóry nie jest groźna
85% raka skóry to przypadki
raka nabłonkowego, a nie czerniaka.
To rozróżnienie ma zasadnicze znaczenie. Ponieważ
rak nabłonkowy skóry jest uleczalny. Większość zachorowań w
ogóle nie stanowi zagrożenia. Nazywa się go rakiem podstawnokomórkowym (łac. Carcinoma
basocellulare).
Rak
podstawnokomórkowy
W 80% rak podstawnokomórkowy nie może zabić.
Ten rodzaj nowotworu zwykle rozwija się na
powierzchni skóry wystawionej na słońce, jak skrzydełka nosa, powieki czy szyja,
najczęściej u osób starszych (powyżej 75 lat).
Pierwszym objawem jest często małe czerwone, różowe
lub perłowe znamię, które pojawia się na zdrowej skórze. Rozwija się bardzo
powoli i nigdy nie daje przerzutów. Nie zabija. Za to, jeśli
jest nieleczone, będzie się rozwijać miejscowo i może spowodować uszkodzenia
struktur sąsiadujących. Przykładowo rak podstawnokomórkowy na twarzy może się
rozrastać i uszkodzić nos lub ucho.
Każda zmiana lub zgrubienie na skórze wymagają
więc, aby obejrzał je lekarz.
Leczenie chirurgiczne jest możliwe dopiero po
konsultacji z lekarzem. W większości przypadków będzie zastosowane znieczulenie
miejscowe. Ból i dyskomfort zwykle są minimalne, a pacjent rzadko cierpi po
zabiegu.
Pozostałe 20% przypadków
raka skóry to bardziej agresywny rodzaj – rak kolczystokomórkowy (łac.
Carcinoma spinocellulare).
Rak
kolczystokomórkowy (płaskonabłonkowy)
Ten rodzaj raka rozwija
się głównie na twarzy, najczęściej wokół uszu lub ust. Może jednak wystąpić w
każdym innym miejscu na skórze.
Zwykle zaczyna się jako mały strup lub łuszcząca
się zmiana o czerwonej lub różowej podstawie. Czasem przekształca się w guz
podobny do brodawki. Rak kolczystokomórkowy może utworzyć ropiejącą ranę
(owrzodzenie) lub okresowo krwawić. Należy go leczyć, w przeciwnym razie
rozszerza się na znajdujące się głębiej tkanki, co może prowadzić do
zniekształcenia skóry uszu, ust lub innych części ciała.
Rak skóry, jak wszystkie inne nowotwory, należy
traktować bardzo poważnie. Czyli trzeba udać się do lekarza, jeśli tylko
zaobserwujesz plamkę lub dziwną grudkę na swojej skórze, a w szczególności niegojącą się ranę, strup lub utrzymującą się i zmieniającą wygląd krostę.
Leczenie, tak jak w przypadku raka
podstawnokomórkowego, wykonuje się w zwykłym znieczuleniu miejscowym, bez
długotrwałego bólu.
Jeśli więc wykażesz minimum ostrożności i zdrowego
rozsądku, nie umrzesz na raka nabłonkowego skóry.
Trzecia kategoria raka skóry jest najrzadsza i
najgroźniejsza: czerniak złośliwy.
Czerniak złośliwy
Czerniak złośliwy jest groźnym rakiem skóry.
Czerniaki są nowotworami komórek zwanych melanocytami, które wytwarzają barwniki powodujące brązowienie skóry. Melanocyt
dosłownie oznacza komórkę produkującą czerń (z greckiego melanos –
czarny i kytos – komórka).
Czerniak pojawia się najczęściej na zupełnie
zdrowej powierzchni skóry i tworzy się stopniowo w formie małej pigmentowej
plamki. W 15–20% przypadków rozwija się na bazie zwykłego pieprzyka.
Liczba zachorowań na czerniaka skóry wynosiła w
2010 roku prawie 1200 u mężczyzn i 1350 u kobiet5. Większość
przypadków, wcześnie wykryta, jest wyleczalna dzięki leczeniu operacyjnemu,
które umożliwia wycięcie zmiany pod znieczuleniem.
Mniejsza część przypadków czerniaka (około 15%)
jest jednak wykrywana zbyt późno, gdy już dały przerzuty nowotworowe, których
nawet chemioterapia nie może wyleczyć. W konsekwencji pacjent może umierzeć.
Wpływ słońca na powstawanie czerniaka
- jaki jest rzeczywiście?
Jak w przypadku innych poważnych chorób, istnieje
wiele czynników, które zakłócają pracę systemu odpornościowego i wywołują raka:
żywność, substancje toksyczne, stres czy brak odpowiedniej ilości snu.
Istnieją również czynniki związane ze środowiskiem.
Wśród nich oparzenia słoneczne są niewątpliwą przyczyną występowania czerniaka,
zwłaszcza u dzieci przebywających na słońcu, których skóra nie miała czasu, aby
się do tego przygotować.
Czasopismo medyczne „The Lancet” opublikowało w
2004 r. bardzo ważną informację, jednak potem nigdy nie powtórzoną w mediach ani
przez państwowe instytucje zdrowia. Być może z obawy, aby nie burzyć aktualnego
przekazu dla społeczeństwa na temat wpływu słońca na raka skóry.
Ta niezwykle ważna informacja jest następująca:
w przeciwieństwie do raka nabłonkowego, czerniak wstępuje rzadziej u
osób regularnie przebywających na słońcu!6
Powtórzmy to jeszcze raz: regularne
przebywanie na słońcu w umiarkowany sposób zmniejsza ryzyko wystąpienia
czerniaka! Owszem, słońce powoduje wystąpienie czerniaka, ale tylko
jeśli ekspozycja na słońce jest gwałtowna i jeśli nie jesteś do tego
przyzwyczajony.
Dlatego też u osób pracujących w biurze, którzy raz
na rok wyjadą na wakacje nad morze, stwierdza się więcej przypadków czerniaka
niż u osób pracujących na zewnątrz7.
Warto zresztą zauważyć, że czerniak nie występuje
koniecznie na obszarach skóry wystawianych na słońce.
„British Medical Journal” potwierdził tę
informację, wyjaśniając, że czynnik słońca, bezdyskusyjny w przypadku raka
nabłonkowego, nie został zaklasyfikowany jako główna przyczyna czerniaka8.
Słońce
może zmniejszyć ryzyko śmierci o 50%
Ponad 200 badań epidemiologicznych potwierdziło
związek między brakiem witaminy D a ryzykiem zachorowania na raka.
Według badania dr Williama Granta, międzynarodowego
eksperta ds. witaminy D, 30% zgonów na raka można by uniknąć, dzięki zwiększeniu
witaminy D w organizmie. To dałoby 2 miliony ludzkich istnień ocalonych każdego
roku w skali całego świata9.
Według dr Cédric Garland ze Szkoły Medycyny
Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego (USA), specjalisty ds. witaminy D,
której wpływ na organizm studiuje już od 30 lat, każdego roku w skali świata
można by uniknąć 600 tysięcy przypadków raka piersi i raka jelita grubego tylko
dzięki większej ilości witaminy D w organizmie!
Doprowadzenie do optymalnego poziomu witaminy D
pozwoliłoby uniknąć 16 rodzajów raka, włącznie z najgroźniejszymi z nich, czyli
nowotworów trzustki i płuc.
Badanie przeprowadzone na dużą skalę wykazało, iż
witamina D wraz z wapniem może ograniczyć światowe ryzyko zachorowań na
nowotwory do 60% u kobiet po menopauzie10.
Kobiety o jasnej karnacji, które systematycznie
przebywają dużo na słońcu, wykazują mniejsze ryzyko zachorowania na raka piersi.
Potwierdza to badanie „American Journal of Epdiemiology”11.
Wiadomo, że słońce to najlepsze źródło
witaminy D. Możesz zupełnie bezpiecznie wytworzyć 20 000 UI witaminy D dziennie,
wystawiając się na słońce (dwie trzecie powierzchni Twojej skóry) na przykład 3
razy po 20 minut.
20 000 UI to ogromnie dużo. To sto razy więcej niż
200 UI ustalone jako dzienna dawka zalecana przez normy europejskie. Niczym nie
ryzykujesz, jeśli zwiększysz dawkę z tego źródła, ponieważ Twój organizm w
naturalny sposób reguluje produkcję witaminy D pod wpływem słońca, tak aby nigdy
nie osiągnąć poziomu niebezpiecznego.
Dobre wiadomości dotyczące słońca na tym się nie
kończą.
Badacze odkryli ostatnio jeszcze jedno
dobrodziejstwo słoneczne. Jeśli przebywasz na słońcu, podnosi się poziom tlenku
azotu we krwi. Powoduje to obniżenie ciśnienia tętniczego.
Według Richarda Wellera, naukowca specjalizującego
się w dermatologii, który badał oddziaływanie słońca na zdrowie, słońce może
więc być skutecznym sposobem walki z nadciśnieniem12.
Oczywiście wszystkie te pozytywne skutki
oddziaływania słońca nie wystąpią, jeśli się nasmarujesz kremem z filtrem.
To, co potrzebne, to wystawić się na maksimum 20
minut, gdy słońce jest wysoko na niebie.
Aby przygotować swoją skórę, możesz zażywać jako
suplement astaksantynę – ochronny antyoksydant o czerwonym kolorze, pozyskiwany
z alg.
W razie oparzenia słonecznego nałóż na skórę krem z
aloesu.
A przede wszystkim korzystaj z pięknych dni lata,
aby optymalnie podnieść poziom witaminy D i tlenku azotu. Słońce ma też
działanie przeciwbólowe13 i znacznie poprawia nastrój!
Korzystaj ze słonecznych dni w umiarkowany sposób,
bo dużo bardziej zmniejszasz ryzyko zachorowania na wiele chorób (rak, choroby
układu krążenia, osteoporoza, stwardnienie rozsiane, depresja), niż zwiększasz
ryzyko śmierci na raka skóry.
To wszystko jest prawdą, pod warunkiem że będziesz
unikać słonecznych udarów i oparzeń.
-----
Źródła do tej części
1. http://onkologia.org.pl/czerniak-skory-c43/
2.
http://www.pzh.gov.pl/page/fileadmin/user_upload/statystyka/Raport_stanu_zdrowia_2012.pdf
...
5. http://onkologia.org.pl/czerniak-skory-c43
6. Lancet, luty 2004, Is there more than one road to melanoma?,
http://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(04)15649-3/fulltext
7. Patrz artykuł cytowany wyżej.
8. British Medical Journal, lipiec 2008, Is sun exposure a major cause of
melanoma? No, http://www.bmj.com/content/337/bmj.a764
9. Patrz wywiad, Daily Sunlight Can Keep Cancer Away,
http://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2008/08/07/daily-sunlight-can-keep-cancer-away.aspx
10. Am J Clin Nutr. 2007 Jun;85(6):1586-91.
11. Am. J. Epidemiol. (2007) 166 (12): 1409-1419.
12. Zobacz: Medical News Today, Sun Exposure Benefits May Outweigh Risks Say
Scientists, http://www.medicalnewstoday.com/articles/260247.php
13. Pain Level vs Serum Level,
http://www.grassrootshealth.net/media/images/pain-chart-wide.pdf
-----
Ten głos nie jest odosobniony,
przeciwnie – pisze się o tym coraz częściej, chociaż sprawa jest znana już
dawno.
Jeden z większych umysłów w
dziedzinie epidemiologii, dr Cedric Garland, takie wnioski wysunął z badań nad
witaminą D…
„Gdyby jej poziom był właściwy,
zachorowalność na wiele chorób znacznie by zmalała. Głównie ilość przypadków
raka nerki, piersi i jelita grubego zmniejszyłaby się o 50 do 80%”.
Rewelacyjne
własności witaminy D to osobny obszerny temat, ale wymienię bodajże
najważniejszą. Otóż duża ilość witaminy D aktywuje układ odpornościowy lepiej,
niż wszystko inne witaminy razem wzięte. Stajesz się odporny na choroby.
Nie możesz przyjąć witaminy D z
jedzenia w ilości, jaka jest niezbędna. Musisz wykorzystać słońce. A dokładnie:
światło UV-B.
Mając taką odporność, twój
organizm potrafi zwalczyć nawet tak groźnego przeciwnika, jakim jest patogen
powodujący gruźlicę.
Przykładowo,
Jerzy Zięba w swojej ważnej książce „Ukryte terapie – tego lekarz ci nie
powie” (
http://lepszezdrowie.info/ukryte_terapie__recenzja.htm
) poświęca cały rozdział korzyściom jaki przynosi promieniowanie słoneczne.
„Kto wie, że
najlepszej ochrony przed niezwykle agresywnym rakiem skóry czy chorobami układu
odpornościowego dostarcza nam … słońce!? I to kiedy? W SAMO POŁUDNIE! a poranne
i popołudniowe słońce jest dla nas bardziej groźne niż słońce w samo południe.”
Ta sprawa
wymaga wyjaśnienia, ponieważ powstało tu wiele nieporozumień. Chodzi o światło
ultrafioletowe, które w swym spektrum posiada 3 przedziały:
UVA długość
fali 320 do 400 nanometrów – dociera do powierzchni ziemi.
UVB ma dwa
podzakresy: 281-289 nm – promieniowanie całkowicie pochłaniane przez atmosferę,
290-319 nm – w większości przedostaje się do powierzchni ziemi
UVC - 200-280
nm – prawie całkowicie pochłaniane przez atmosferę.
Promieniowania
UVA dociera do nas 100 razy więcej niż UVB. Pomimo, że UVA niesie mniej energii
to ma większą zdolność znacznie głębszego penetrowania warstw skóry.
Ta część światła powoduje powstawanie wolnych rodników, uszkadza kolagen i
poprzez tzw. melanocyty uruchamia powstawania ciemnego zabarwienia skóry. Ten
rodzaj światła słonecznego uważa się za główną przyczynę zwiększonego ryzyka
powstawania złośliwego nowotworu skóry.
UVB w mniejszym
stopniu przenika przez warstwy skóry, może powodować powstawanie
niezłośliwych nowotworów przy długim czasie naświetlenia skóry i
powoduje jej zaczerwienienie. Jednak przy oparzeniu skóry może także
przyczyniać się do nowotworu złośliwego.
Jednocześnie
to właśnie UVB jest jedyną frakcją światła słonecznego powodującą powstawanie
witaminy D chroniącej cały organizm przed nowotworami.
(o wielu
dobroczynnych właściwościach witaminy D pisze autor w swej książce).
Rano i po południu promienie mają
zbyt grubą warstwę atmosfery do pokonania. Nie przedrą się, a więc nie wywołają
produkcji witaminy D.
To tłumaczy dlaczego, wbrew dość rozpowszechnionym opiniom, najlepiej przebywać
na słońcu w południe, bo o tej właśnie porze najwięcej światła UV-B dociera do
Ziemi. Rano i po południu dociera przede wszystkim ‘złe’ UVA.
O ile w południe dociera do nas dużo ‘złego’ UVA jak i dużo ‘dobrego’ UVB, to w
ogólnym bilansie ‘dobrego’ i ‘złego’ promieniowania powinniśmy postawić na
naświetlanie się w południe, ALE z ważnym zastrzeżeniem, żeby nie doprowadzać do
zaczerwienienia. Opalenizna jest reakcja obronną organizmu na ‘za dużo słońca’.
Z punktu widzenia wytwarzania witaminy D wystarczy 15 minut naświetlenia w
południe. Możemy w ten sposób (przy opalaniu całego ciała) wytworzyć nawet 20
000 IU (jednostek) witaminy D, a to jest, jak wspomniał Jean-Marc Dupuis,
dużo. Jednak nie powinniśmy się bać przedawkowania, ponieważ mamy mechanizmy
kontroli wewnętrznej by to nie nastąpiło w przypadku jej słonecznego ‘źródła’.
Także, jeśli jesteśmy opaleni (co za tym idzie - jest duża pigmentacja) nasza
skóra produkuje mniej witaminy D, więc nie ma potrzeby zwiększania czasu pobytu
na słońcu. W książce J. Zięby jest to opisane dużo dokładniej z uwzględnieniem
różnych innych czynników i wyjątków.
Warto przy tym
zwrócić uwagę na kremy przeciwsłoneczne. Jeszcze do niedawna, większość z
nich blokowała właśnie światło UVB. Zastosowanie kremu z filtrem nr 15 zmniejsza
skórną syntezę witaminy o 99 %. I chociaż z tego powodu można było długo
przebywać na słońcu bez widocznej gołym okiem szkody, to było to niekorzystne
zdrowotnie przez ograniczanie produkcji witaminy D oraz dopuszczanie
promieniowania UVA. Ten drugi niekorzystny czynnik jest już wyeliminowany przez
kremy nowszej generacji.
Jednak kremy
przeciwsłoneczne lub tzw "do opalania" zawierają toksyczny dla skóry oksybenzon
oraz awobenzon. Częste smarowanie się takim kremem powoduje nawet uczulenie na
promienie słońca. Ktoś kto wymyślił te kremy miał po prostu bardziej głowę do
interesu niż uczciwe intencje prozdrowotne. A potem wykorzystał to wielki
przemysł kosmetyków i farmacji i jego machina marketingowa.
Główną przyczyną czerniaka są właśnie chemikalia zawarte w kremach. Wg danych
sprzed kilku lat aż 97% Amerykanów było skażonych oksybeznonem, związkiem
hamującym wchłanianie światła i bardzo trującym dla ludzkiego organizmu.
A może po prostu suplementować
się witaminą D?
Niestety, nie możesz przyjąć witaminy D z jedzenia w ilości, jaka jest niezbędna.
Musisz wykorzystać słońce. Ponadto witamina D wytworzona przez słońce zostaje w
twojej krwi do trzech razy dłużej niż przyjęta doustnie.
Dopiero gdy
przychodzą dni jesienno-zimowe – pomimo że wtedy zwłaszcza powinniśmy szukać
słońca, to należy też zadbać o to by jeść różne pokarmy, które pomogą nam w
utrzymaniu dobrego poziomu witaminy D.
Oto wybrane produkty, które mają
w sobie witaminę D (z wikipedii):
Syntetycznie i
postulatywnie te sprawy zostały przedstawione w ważnym dokumencie
Prośba o zmianę projektu
„Strategii Walki z rakiem w Polsce 2015 -2024”
(umieszczonym na
http://www.citizengo.org/pl/7336-prosba-o-zmiane-projektu-strategii-walki-z-rakiem-w-polsce-2015-2024-konsultacje-spoleczne)
Czytamy tam:
Zawartość
rozdziału „Działanie 14.1. – Edukacja na temat szkodliwości promieniowania UV”
jest z gruntu całkowicie myląca. W żaden sposób nie można, tak jak do tej pory
się słyszy, twierdzić, że promieniowane UV jest szkodliwe. Jest zupełnie nie do
przyjęcia fakt, że tej wagi dokument nie wskazuje na różnice pomiędzy
promieniowaniem UVA, UVB i UVC. Jak wiadomo, promieniowanie UVB jest
odpowiedzialne za produkcję NATURALNEJ witaminy D, która ZNACZNIE ZAPOBIEGA
powstaniu nowotworów. Fakt ten został udowodniony ponad wszelką wątpliwość,
opisany, uzasadniony i udokumentowany. Ten aspekt (tj. wpływu UV jako czynnika
ryzyka) powinien być znacznie dokładniej wytłumaczony, inaczej dojdzie do ,,wylania
dziecka z kąpielą".
Wyrażamy
ubolewanie, że autorzy Strategii nie skorzystali z ogromnej bazy wiedzy na ten
temat, wskazującej na PRZECIWNOWOTWOROWE działania światła słonecznego właściwie
zastosowanego.
To samo
dotyczy solariów. Solaria, nie są niebezpieczne, mało tego, mogą być niezwykle
korzystne w profilaktyce przeciwnowotworowej, jednakże społeczeństwo musi być
poinformowane szczegółowo JAK z nich korzystać. Potraktowanie tego tematu w tak
bardzo lakoniczny i zdawkowy sposób, w dokumencie o tak szerokim znaczeniu i
zasięgu społecznym jest niedopuszczalne, ponieważ „jednym pociągnięciem”, jak
wskazują najnowsze badania naukowe na ten temat, pozbawia społeczeństwo
niekwestionowanych zalet, jakie daje światło słoneczne.
--
Co do
solariów: Typowe solaria są wyposażone w bardzo mocne lampy, zakres doboru
promieniowania też pozostawia wiele do życzenia. Ludzie obsługujący salony, w
wielu wypadkach, mają mierną wiedzę i często powierzchownie oceniają efektywne
dobranie czasu naświetlania. Chociaż gospodarowanie naturalnie uzyskanej przez
organizm witaminy D, odbywa się automatycznie, ciemny pigment ogranicza
wrażliwość skóry, to jednak istnieje ryzyko. Poparzenia, mutacje genetyczne,
proces starzenia się, czy podrażnienia pieprzyków i znamion są faktem. Warto
więc wybrać się do lekarza dermatologa, a może nawet do kilku, w celu
konsultacji.
Od dawna
wiadomo, że – oprócz naturalnego wpływu codziennego światła - można za pomocą
światła leczyć.
Nawet gdy jeszcze nie znano wszystkich odnośnych mechanizmów, zapobiegano
promieniami słonecznymi krzywicy, poprawiano nastrój i leczono niektóre
schorzenia skóry.
Współczesna światłoterapia (w tym koloroterapia) wykorzystuje barwne
filtry do leczenia wielu chorób, między innymi nadciśnienia, depresji, cukrzycy,
dolegliwości żołądka i wątroby.
Oto wybrane fragmenty z artykułu powołanego dalej.
- Leczenie światłem kolorowym
to działanie na podwzgórze. W klasycznej koloroterapii ciało człowieka lub jego
fragment naświetla się stałym światłem jednej barwy. Wykorzystuje się w
leczeniu też światło pulsujące.
- Światłem
można leczyć nawet duże nadciśnienie. Osobę chorą poddaje się działaniu impulsów
świetlnych o jasnozielonej barwie przez 10 dni 2 razy dziennie po 8 minut. Po
tym czasie ciśnienie na tyle spada, że można zmniejszyć dawkę leków lub w ogóle
z nich zrezygnować. Barwą czerwoną podnosi się ciśnienie krwi. Metoda ta jest
szczególnie przydatna w leczeniu osób cierpiących na liczne schorzenia, które
przyjmują wiele leków. Lecząc światłem chronimy ich przewód pokarmowy przed
kolejną dawką proszków.
Barwne
naświetlanie pomaga:
- w chorobach
oczu (zaćmie, jaskrze, chorobach rogówki, zezie, krótkowzroczności,
dalekowzroczności, niedowidzeniu, chorobach siatkówki i nerwu wzrokowego,
przewlekłym zmęczeniu oczu),
- w schorzeniach układu krążenia (nadciśnieniu tętniczym, chorobie wieńcowej,
niedociśnieniu),
- w chorobach układu nerwowego (nerwicach, bólach i zawrotach głowy, niektórych
zaburzeniach psychicznych, a także zaburzeniach czynnościowych),
- w schorzeniach dermatologicznych,
- w otyłości i cukrzycy,
- przy schorzeniach narządów moczowo-płciowych.
Badania nad właściwościami fal świetlnych, prowadzone przez naukowców z Centrum
Badań Kosmicznych w Rosji, dowodzą, że określona długość fali świetlnej może
wywierać wpływ na pracę organów wewnętrznych. W pochmurny dzień docierają do nas
fale najkrótsze. Czujemy się ospali, ociężali i znużeni. Im fale są dłuższe, tym
więcej światła wchłania nasz organizm. Jesteśmy wtedy weselsi, silniejsi, chętni
do pracy, bardziej odporni na choroby, a więc czujemy się lepiej, zdrowiej.
Bardzo dobre wyniki osiąga światłoterapia w leczeniu chorób oczu, zwłaszcza zeza
oraz krótkowzroczności. W ponad 70 proc. przypadków poprawia akomodację oka, a
zastosowana po operacjach zaćmy zmniejsza krótkowzroczność o blisko 60 procent.
Trzeba wiedzieć, jakiej barwy użyć przy danym schorzeniu, ponieważ każda tkanka
inaczej reaguje na kolor. Np. depresję leczy się falami o długości dającej
odcienie światła żółtego. Natężenie i kolor światła oraz częstotliwość impulsów
są dobrane do schorzenia. Działa się jednym kolorem na oboje oczu lub różnymi
na każde z nich.
Dzięki światłoterapii organizm odzyskuje równowagę na dłuższy czas, niekiedy na
stałe. Pozwala to zmniejszyć dawki leków lub z nich zrezygnować.
Czy można je zastąpić sztucznym? Można, ale musi być odpowiednio dobrane. Do
leczenia tzw. depresji sezonowych wykorzystuje się lampy fluoroscencyjne, które
emitują światło zbliżone do dziennego. Podczas 2-3-godzinnej terapii w
promieniach takiej lampy można robić wszystko, co nie wymaga zmiany miejsca. W
tradycyjnym lecznictwie, w gabinetach odnowy biologicznej i kosmetycznych dość
powszechnie wykorzystuje się światło specjalnych lamp emitujących tzw. światło
spolaryzowane (fale poruszają się w jednej płaszczyźnie). Działa ono stymulująco
i regenerująco na komórki, wzmacnia układ odpornościowy i zapobiega procesom
zapalnym. Przyspiesza gojenie ran, odleżyn, łagodzi objawy trądziku zwyczajnego,
uspokaja i niekiedy uśmierza ból. Lampy solux, tzw. ciepłe żarówki,
najczęściej stosuje się przy bólach
mięśniowych, pourazowych, gośćcowych i zwyrodnieniach kręgosłupa. Przed
naświetlaniem skórę trzeba starannie oczyścić, a spoconą wytrzeć do sucha,
ponieważ krople załamują promienie i przez to powierzchnia skóry nie będzie
jednakowo nagrzewana. Może także dojść do niewielkich, miejscowych poparzeń.
Lampa powinna być tak ustawiona, by promienie padały prostopadle na ciało.
Odległość ciała od źródła światła nie może być mniejsza niż 30 centymetrów, a
czas naświetlań 10-30 minut. Zabieg daje najwięcej korzyści, jeśli odczuwamy
przyjemne ciepło, a nie gorąco. W soluksie można założyć kolorowe filtry.
Czerwony sprawia, że fale świetlne przenikną w głąb organizmu, przyspieszając
ruch krwi i limfy, dzięki czemu w tkankach szybciej przebiegają procesy
utleniania. To likwiduje wysięki, stany zapalne i rozluźnienie zrostów
pourazowych. Naświetlanie czerwonym światłem wspomaga osłabioną lub
nieprawidłową pracę naszych gruczołów płciowych. Światło żółte działa kojąco na
osoby nadpobudliwe. Leczy też zapalenia spojówek. Niebieskie i fioletowe
likwiduje nerwobóle i dolegliwości przeciążonych mięśni, a także łagodzi świąd.
W dermatologii stosuje się niebieskie lampy do leczenia trądziku i łuszczycy.
Oto charakterystyka wpływu kolorów w
skrócie.
czerwony dodaje
energii i wzmacnia organizm, korzystnie wpływa na aktywność umysłową.
Naświetlania łagodzą infekcje dróg oddechowych i objawy przeziębienia, są
pomocne przy bólach reumatycznych i anemii;
pomarańczowy łagodniej
niż czerwony pobudza energię życiową, ożywia i regeneruje organizm. Naświetlania
likwidują skurcze mięśni, wspomagają trawienie i
leczenie reumatyzmu;
żółty ożywia
umysł, pobudza, ale nie drażni. Korzystnie wpływa na system nerwowy, poprawia
nastrój. Naświetlania pomagają w leczeniu alergii, niektórych chorób skóry,
cukrzycy, dolegliwości żołądka, wątroby, niedomagań okresu menopauzy;
zielony przywraca
równowagę psychiczną, odpręża, uspokaja. Naświetlania ułatwiają leczenie
dolegliwości sercowych, grypy, bólów głowy. Mogą likwidować napięcie psychiczne;
niebieski uspokaja,
ułatwia koncentrację. Naświetlania zmniejszają stany zapalne, łagodzą objawy
choroby pęcherza i podrażnienia słoneczne (niebieski to kolor zimny);
fioletowy koi
nerwy, odpręża i uśmierza ból. Naświetlania wspomagają terapie odwykowe i
leczenie nerwic.
Te efekty można uzyskiwać dość prosto nawet w domu przez barwne filtry (kolorowe
folie, klosze) nałożone na zwykłe lampy oraz przez malowanie ścian, stosowanie
witraży itp.
Jak widzimy wykorzystuje się wpływ kolorów także na psychikę, w szczególności
przy leczeniu depresji.
Więcej informacji na ten temat:
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/swiatloterapia-czyli-leczenie-swiatlem_34053.html?page=1&
skąd zacytowano fragmenty.
W tych fizycznych i psychicznych aspektach normuje się i zaleca odpowiednie
oświetlenie pomieszczeń, jako element higieny i ergonomii pracy.
Znane są dyskusje o niekorzystnym wpływie świetlówek – patrz np.
http://lepszezdrowie.info/tesknota_za_zarowka.htm .
Wprowadzenie energooszczędnych świetlówek wprowadziło niekorzystne zjawiska
migotania, złego spektrum światła a przede wszystkim trujące substancje w
przypadku przypadkowego zbicia lampy lub nieprofesjonalnego recyklingu – jak
opisano w artykule.
Ostatnio coraz częściej używa się oświetlenia ledowego, co jest energetycznie
jeszcze korzystniejsze. Ogólnie takie oświetlenie jest też bezpieczniejsze , ale
zwrócę uwagę na parę (pomniejszych) zagrożeń jeśli oświetlenie LED jest niskiej
jakości, czyli zazwyczaj tanie produkty niemarkowych producentów. A jakie to
zagrożenia?
Migotanie - jeśli elektronika sterująca lub zasilająca diody LED jest
niskiej jakości lub po prostu źle zaprojektowana to może pojawić się efekt
migotania. Może on być mocno widoczny ale także prawie niewidoczny lub
zauważalny tylko kątem oka. W każdym przypadku powoduje on jednak przyspieszone
zmęczenie wzroku, a wraz z nim mogą pojawić się takie dolegliwości jak:
pieczenie, swędzenie i ból oczu, uczucie ciężkości powiek, mroczki przed oczami,
zawroty i bóle głowy, nieostrość widzenia, trudności w koncentracji, wzmożona
pobudliwość nerwowa.
Oślepianie -
diody LED to elementy elektroniczne o dużej luminancji, czyli o bardzo
niewielkich rozmiarach jednak emitujące duże ilości światła. Dlatego lepiej
stosować diodowe źródła światła, w których światło jest rozproszone przez
dodatkową optykę albo jest emitowane przez kilka diod o mniejszej jasności
zamiast jednej diody o bardzo dużej mocy. Najlepszym rozwiązaniem jest takie
projektowanie oświetlenia LED aby same diody nie były bezpośrednio widoczne
tylko aby docierało do nas światło odbite od innych powierzchni lub przez nie
rozproszone.
Niebieskie światło -
niedawne badania naukowe dowiodły, że długotrwałe narażenie wzroku na niebieskie
światło może wpływać negatywnie na fotoreceptory w nabłonku barwnikowym
siatkówki. Według naukowców z francuskiej agencji ANSES może to prowadzić do
przyspieszenia choroby wzroku zwanej AMD, która jest związana z degeneracją
plamki żółtej na wskutek wieku. Zdecydowana większość białych diod LED o niskiej
jakości (czyli niemarkowych) emituje zbyt duże natężenie składowej niebieskiej (wynika
to z budowy i słabej jakości luminoforu), czyli może niekorzystnie wpływać na
wzrok. Na szczęście większość diod LED markowych producentów przechodzi
odpowiednie badania i luminofory są tak dobierane aby widmo światła emitowane
przez LED było dla wzroku bezpieczne.
Niezależnie od zagadnień fototerapii - niebieskie światło, np. z monitorów
komputerowych upośledza wieczorem wytwarzanie melatoniny, co może powodować
kłopoty z zaśnieciłem i snem.
Konkludując - wystarczy korzystać z produktów markowych, dobrej jakości aby
ustrzec się niebezpieczeństwa. Warto jednak pamiętać, że nawet markowe produkty
mogą przysporzyć problemów w przypadku nieprofesjonalnej instalacji, dlatego
warto również wybierać projektantów oraz instalatorów, którzy posiadają bogatą
wiedzę i doświadczenie w zakresie oświetlenia LED.
W kilku czasopismach i portalach internetowych pojawiły się informacje dotyczące
rzekomego odkrycia w diodach LED niebezpiecznych substancji takich jak
ołów, arsen, miedź i nikiel. Ponieważ w większości przypadków gazety lub portale internetowe "zapomniały"
dopisać, że ów raport University of California, na który się
powoływali (choć część nawet tą informację pominęła) dotyczył wyłącznie
niemarkowych, chińskich diod LED wykorzystanych do
produkcji tanich ozdób choinkowych, które nie tylko zawierały toksyczne
substancje ale również nie spełniały żadnych wymagań bezpieczeństwa od strony
elektrycznej. Co więcej szkodliwe substancje nie zostały znalezione bezpośrednio
w diodach LED ale w tworzywie sztucznym stanowiącym oprawę diod. Więc to nie
tyle same diody były toksyczne ale cały produkt diodowy.
Więcej o LEDach -
http://enterius.pl/wsparcie-techniczne/wplyw-oswietlenia-led-na-zdrowie /
[dopisek ex
post: jest szereg artykułów krytycznych w stosunku do trwałości ledów i ich
zdrowotności, patrz np.:
http://jakoszczedzacpieniadze.pl/oswietlenie-led-prawdy-i-mity
http://tech.wp.pl/kat,1009779,title,Zarowki-LED-niszcza-wzrok-Przerazajace-wyniki-badan,wid,15644220,wiadomosc.html?ticaid=116e9a
i podobne ]
Oczywiście, znaczenie światła i jego stosowanie w terapiach to dużo szersze
zagadnienie.
Tylko zasygnalizowałem niektóre tematy.
Oprócz tych ustaleń prawdopodobnie czekają nas dalsze odkrycia o dużo
bardziej podstawowym znaczeniu - np. pogłębienie tematyki rozpoczętej przez
profesora Włodzimierza Sedlaka, który podsumował wiele swych
pionierskich prac w 1988 r. w książce „Wprowadzenie w bioelektronikę”
(jego zainteresowania dotyczyły wielu zagadnień, na owe czasy jeszcze w
powijakach, jak: bioplazma, optoelektronika biologiczna, biologia falowa i
kwantowa, …).
Wg ks. profesora „Przyroda dokonała w materii ożywionej sprzężenia zjawisk
chemicznych z elektromagnetycznymi”.
W. Sedlak położył podwaliny pod naukowe badania na ten temat.
Powróćmy na chwilę jeszcze do zasygnalizowanych na wstępnie pól nowszych badań.
Należy przynajmniej wspomnieć o badaniach Davida F. Bociana nad
porfirynami.
Są one wytwarzane z melatoniny i obecne we wszystkich ludzkich komórkach.
Intensywnie absorbują i remitują (fluorescencja) energię świetlną.
Nie jestem biologiem więc nie podejmuję się tutaj streścić i objaśnić tego
tematu – odsyłam np. do artykułu „Energia światła i biologiczne procesy
organizmu człowieka” w nr 3/2014 „Nexusa”. Jest tam opisana hipoteza. że
ludzka fotosynteza jest realna a ogólniej że zwierzęce procesy ETC mogą się
opierać na energii świetlnej.
Może to leży u podstaw przypadków breatharianizmu?
Zauważmy że światło, światłość jest synonimem duchowego, boskiego pierwiastka w
naturze wszechrzeczy. Stąd powszechność motywu światła w religiach – czy kryje
się w tym kolejna tajemnica?
A może to po prostu potwierdzenie ustaleń fizyki, zwłaszcza kwantowej, że
wszystko jest energią, a jej nośnikiem są fotony?
Leszek
Korolkiewicz
PS. Powyższe zalecenia by bardziej korzystać ze słońca mogą być
niesłuszne jeśli w latach 2022-24 powtórzy się periodyczny cykl trwający
676 lat, który przez ok. 2 lata w 'piku' podczas którego dochodziło do masowych
zgonów i jeśli było to związane z drastycznym związaniem promieniowania,
w tym aktywności Słońca. Czy powodem było okresowe przebiegunowanie magnetyczne
i czasowy zanik pola magnetycznego, co likwidowało ochronę Ziemi przed
promieniowaniem słonecznym i kosmicznym, czy inna przyczyna - to sprawa jeszcze
otwarta. Są różne hipotezy. Jeśli tak by było to wręcz trzeba by się chować
przed słońcem, nawet do bunkrów, pieczar i podziemnych tuneli...
Dopisek z 2020 r. - w dobie koronawirusa
Słońce osłabia koronawirusa.
Oprócz znanego faktu, że słońce wspomaga tworzenie witaminy D3 poprzez skórę
człowieka a ta witamina ma m.in. wielkie znaczenie w podnoszeniu odporności i
faktu, że z kolei, promienie UV zabijają wirusy, to dodatkowo promienie
słoneczne wytwarzają tlenek azotu, który ma działanie antywirusowe
O tym jest ta pogadanka dra M. Skoczylasa
https://youtu.be/hMpqDPPQmUM .
Czym zastąpić słońce w jesieni?
Suplementacją L-argeniny wspomnianej w naszym artykule Azot
(lub cytroliną).
|