Startowa
Do nadrzędnej
Nowości
English
Komunikaty
Pro
Anty
English articles
O nas
Współpraca
Linki
Polecamy
Ściągnij sobie
Zastrzeżenie


Poradnik Grubaski

(art. z 2008 r. , zobacz późniejsze uwagi/przypisy* tutejszego redaktora na końcu)


Chcesz schudnąć? Jeśli tak, to NIE czytaj tej książki, bo to nie jest kolejny poradnik o dietach.

Książka nie pomoże czytelniczkom pozbyć się kilogramów ale kompleksów na pewno tak!
Wendy Shanker jest grubą, zdrową i piękną dziewczyną, która po prostu miała dość. Dosyć rodziny, przyjaciół, współpracowników, magazynów dla kobiet, nawet obcych ludzi spotykanych na ulicy, którzy próbowali (nieudolnie zresztą) sprawić, by była szczupła. W końcu, Wendy podjęła decyzję: “Zmierzę się z kilogramami, ale własnymi metodami.” Pełna zapału, aby zmienić świat, Wendy pokazuje jak szaleństwo mediów, chciwość wielkich korporacji, a nawet najbliżsi żerują na naszych opętanych kilogramami umysłach i ciałach. Zachęca ludzi wszystkich rozmiarów i kształtów do zamienienia odrazy, którą czują do siebie na tolerancję wobec własnego ciała, ubóstwianie gwiazd, na szacunek wobec krągłości, i życie bez węglowodanów, na nie wywołującego poczucia winy pączka. Wendy, analizując dlaczego diety kończą się fiaskiem i oceniając modę dla puszystych, prowadzi panie przez kluby fitness, wizyty u lekarza, centra handlowe, a kończy w sypialni. Wierzy, że każda kobieta może być gruba i zdrowa, mimo iż przemysł (nie tylko) spożywczy zmusza by myślały one inaczej. „Poradnik Grubaski” zachęca czytelniczki, aby zeszły z wagi i (ro)zważyły… otaczający je świat.

Nie pochwalam otyłości, zwłaszcza wynikającej z braku dbałości o siebie lub wiedzy o sobie, ale ... nie dajmy się zwariować. [LK]

Tytuł: Poradnik Grubaski
Autor: Wendy Shankar
Wydawnictwo Davenport, lipiec 2007
Tłumacz:  Katarzyna Focht
liczba stron: 236
format: 15x21 cm
 

Fragmenty książki

 

Przebyłam szesnastoletnią podróż zwątpienia i nienawidzenia własnej osoby. Zamiast z Cyklopem zmierzyłam się z Jenny Craig. Nie syreny, a muffiny o smaku bananowym z wiórkami czekoladowymi próbowały zwieść mnie z dobrej drogi. Podróż dobiegła już końca. Pokonałam zarówno te potwory, które stanęły mi na drodze jak i te, które stworzyłam sama. Teraz już wiem, że jestem zdrowa, i fizycznie, i psychicznie. Jestem po prostu gruba, i tyle.

Po wszystkich starciach, zdecydowałam, że mam dość. Miałam dość patrzenia w lustro i przeklinania się rano, zanim zdążyłam jeszcze umyć zęby. Miałam dość karania siebie i swojego ciała, czytając Danielle Steel w zacienionym miejscu, kiedy reszta znajomych pływała w basenie. Miałam dość przeglądania się w lustrze na suficie windy, aby przekonać samą siebie, że jestem ładna. Miałam dość wciskania się w nylonową bieliznę, która zatrzymywała mi krążenie i zostawiała czerwone pręgi na skórze. Miałam dość wydawania ciężko zarobionych pieniędzy, aby odwrócić sytuację, która powoli stawała się nieodwracalna.

Pora zmienić nasze podejście do tego całego biznesu jakim jest wizerunek ciała. Bo tu chodzi i o biznes, i o wizerunek. Ale to TWOJE ciało zawierające TWÓJ umysł, który można zmienić łatwiej niż obwód twoich bioder czy kształt twojego tyłka.

Powinniśmy śmiać się z tak głupiego problemu jakim jest cellulit, ale tak nie jest. Czy możemy tworzyć kanony piękna według własnego uznania, a nie zgodnie z narzuconymi nam wytycznymi z "Vogue" i Hollywood lub według mniemania twojej ciotki Gertrudy i dziewczyny, która zdobyła tytuł "najpiękniejszego tyłeczka" w szkole średniej? Czy nie powinnyśmy nauczyć mężczyzn, aby pożądali innych kobiet niż tych z sylwetką małych dziewczynek lub z piersiami jak u króliczków Playboya. A w międzyczasie czy nie możemy także wymyślić innego sposobu spędzania czasu i wydawania pieniędzy?

Nie jestem lekarką, ani terapeutką. Nie mam tytułu magistra z edukacji zdrowotnej. Jestem osobą, która odchudzała się jak prawdziwy zawodowiec i która ma misję do wypełnienia. Jest zbyt wiele kobiet takich jak ja, które wiedzą więcej o gramach tłuszczu w danym produkcie niż o polityce zagranicznej, które więcej czasu spędzają na liczeniu kalorii niż na rozmowach z przyjaciółmi. Tak nie może być.

Przestałam przepraszać już za to kim jestem i jak wyglądam. Mam ważniejsze rzeczy do roboty.

Jesteśmy gotowe, chętne i przede wszystkim jesteśmy w stanie zmienić sposób w jaki widzi nas świat. Ale, aby tego dokonać musimy wpierw zmienić sposób w jaki postrzegamy same siebie. Twoi przyjaciele nie przestaną czynić głupich uwag na temat oleju kukurydzianego czy kaszy kuskus dopóki nie powiesz im, że są one głupie, a nie przydatne. Wszelkiej maści zakały społeczne nie przestana się nad tobą znęcać dopóki nie postawisz się im. Czasopisma nie zaczną umieszczać zdjęć grubych dziewczyn na swoich stronach, dopóki sprzedaż tych gazet, które już to robią, nie zwiększy się. Producenci nie przestaną wytwarzać tuczących produktów beztłuszczowych dopóki nie przestaniesz ich jeść. I nie oczekuj, że w następnym filmie partnerką Brada Pitta będzie Camryn Manheim , ani że kapitan drużyny futbolowej odsunie na bok pomponiarę, aby migdalić się z puszystą, acz słodką redaktorką szkolnego rocznika, dopóki sama nie będziesz gotowa zaakceptować takich zmian.

Dobra wiadomość jest taka, że ten proces już się zaczął. Grubaski występują na Broadwayu i w serialach telewizyjnych nadawanych w godzinach największej oglądalności. Jesteśmy bohaterkami bestsellerów, a nasze twarze i ciała pojawiają się w popularnych magazynach kobiecych. Wygramy tę bitwę. W końcu, jest Nas więcej niż Ich (68% amerykańskich kobiet nosi rozmiar 42 i większy). Dlaczego więc boimy się stawić opór? Dlaczego bierzemy na siebie ciężar porażki ("Nie mam silnej woli.", "Nie staram się wystarczająco.", "Jestem beznadziejna.", "To z powodu miesiączki."), zamiast wyzwać cały ten system na pojedynek? Czy kiedykolwiek przyszło Ci do głowy, że jeśli nie możesz zrzucić wagi stosując program Centrum Odchudzania to może coś jest nie tak z tym programem, a nie z tobą? Jeżeli żłopiesz napoje Slim-Fasta, jesteś cały czas głodna i poirytowana, trzymasz się planu, i nadal nie spada ci ani jeden kilogram, czy zastanawiałaś się, że to może nie ta cynamonowa bułka, którą zjadłaś w zeszły wtorek zniweczyła cały twój wysiłek? Jeżeli uprawiasz triatlon i nadal tłuszcz zwisa ci z ramion, to nie przyszło ci do głowy, że to są po prostu twoje ramiona i jeśli nawet zatrudniłabyś osobistego trenera Jennifer Aniston, aby doprowadził cię do formy, to nadal możesz nie czuć się swobodnie w obcisłym topie.

(...)

Sugeruję, żebyś poszła o krok dalej. Pomyśl ile czasu poświęcasz na myślenie o tych kilogramach i karaniu się za swoją wagę. Zamiast tracenia czasu na to, pomyśl jaką poczujesz ulgę przechodząc obok witryny sklepowej bez przeklinania swojego odbicia. Wyobraź sobie, że nie wciągasz brzucha, kiedy w pracy obok twojego biurka przechodzi facet, w którym się podkochujesz. Wyobraź sobie jak to jest, kiedy w wietrzny dzień nie musisz trzymać swojej bluzki, aby nie przeklejała się do twojego brzucha.

A teraz wyobraź sobie jak wszystkie to robimy. Grubaski, chude laski, królowe piękności i zaniedbane stare panny, gorące księżniczki i uczestniczki rodeo o męskich rysach, gwiazdy filmowe i agentki PR-u, panie senatorowe i stażystki, sprzedawczynie w butikach i ekspedientki w supermarketach, kury domowe i szefowe wielkich korporacji. Hmm... tyle wolnego czasu, którego nie wykorzystujemy na rozrywanie się na kawałki. Tyle pieniędzy w naszych portfelach, których nie wydamy na produkty beztłuszczowe, bezcukrowe i bez smaku. To dużo czasu i dużo pieniędzy od wielu kobiet z wielkimi umysłami.

Ta książka jest dla ciebie, niezależnie od tego czy czujesz się gruba, czy wyglądasz grubo, czy zachowujesz się jak grubaska lub też żadne z powyższych. Mam nadzieję, że pod koniec czytania zrozumiesz jaka jest różnica miedzy byciem grubą a byciem Grubą. Poświęcisz ten czas i energię, którą marnowałaś na myślenie o swoim ciele i zajmiesz się rzeczami, które są dla ciebie naprawdę ważne. Być może dowiesz się, że rzecz, której najbardziej pragnęłaś - szczupła sylwetka - nie jest tym, czego najbardziej potrzebujesz.

Moim zdaniem, musimy zmierzyć się z kilogramami, ale własnymi metodami.

(...)

Nie czuję się już gruba (gdzie gruba to brzydka, bezwartościowa, leniwa). Teraz jestem gruba (przy czym gruba to przeciwieństwo szczupłej), ponieważ jestem... Gruba. Różnica jest taka, że gruba dziewczyna wstydzi się, kiedy nie może znaleźć swojego rozmiaru, a Grubaska podchodzi do sprzedawczyni i pyta o niego. Grube dziewczyny chowają swoje ciała w obszernych i niekształtnych ciuchach, a Grubaski pokazują dekolt i przyciągają uwagę do swoich okrągłości. Grubaski kwestionują statystyki i żądają więcej badań, Grubaski każą ludziom pilnować własnego nosa, Grubaski stawiają opór.

Poinformowanie ludzi, że nie zamierzasz schudnąć (co nie znaczy, że będziesz niezdrowa czy niesprawna, będziesz po prostu mieć nadwagę) to akt buntu. Osoba, z którą będziesz rozmawiać, będzie zastanawiała się dlaczego ona musisz się męczyć z tym problemem. Wścieknie się na ciebie. Pomyśli, że jesteś nieodpowiedzialna. Moim zdaniem, nieważne jest co ona uważa. Ważne jest co ty myślisz. Ponieważ gruba to stan fizyczny, a Gruba to stan umysłu.

(...)

Byłam w pierwszej klasie liceum, kiedy zaczęłam wydawać kieszonkowe na odchudzanie. Wcześniej korzystałam z porad znalezionych w magazynach dla nastolatek, ale nigdy nie poświęcałam temu tematowi zbyt dużej uwagi. Ale kiedy byłam w ósmej klasie koleżanka zwierzyła mi się w szatni, że waży 58 kilo. Nie pamiętam, ile ja wtedy ważyłam, ale wiedziałam, że znacznie więcej, co dało mi do myślenia. Do myślenia, nie do histerii. Zaczęłam więc od klasyki gatunku: Strażników Wagi. Byłam wdzięczna, że zakwalifikowałam się do programu dla nastolatek, ponieważ oznaczało to wymianę punktów na porcję chleba i mleka. Po serii nieznacznych utrat wagi, jej przybierania i ponownego tycia, przepisałam się do Quick Weight Loss Center, gdzie kupowałam małe opakowania puddingu, który dostarczał mi protein i warzyw. Wówczas ruszył cały proces: chudnięcie, przyrost wagi, i jeszcze kilka kilo, chudnięcie, przyrost wagi i jeszcze kilka kilo, i jeszcze kilka kilo.

W wieku szesnastu lat ważyłam 84 kilo. Nie mogłam już kupować ciuchów z moimi koleżankami. Moja macocha, Myrna, zabrała mnie do jedynego przyzwoitego sklepu w mieście z odzieżą dla puszystych. Ubrania były super drogie, a smak klientów bardziej wyrafinowany niż mój. Na szczęście, Myrna nigdy nie wpędzała mnie w poczucie winy co do moich potrzeb odzieżowych. Zaczęłam wyrabiać sobie styl, który nadal mi towarzyszy - dużo czerni, kilka świecących dodatków, duża biżuteria i śmiała czerwień szminki - Fantastyczna Grubaska.

W wakacje w przedostatnim roku liceum, znalazłam w skrzynce list z William Beaumont Hospital Weight Control Clinic. Moi rodzice skontaktowali się z nimi, aby sprawdzić czy kwalifikuje się do ich programu dla otyłych; widać oni także się niepokoili. Kiedy zobaczyłam słowo 'otyłość’, zdębiałam. Otyła? Ja? Wolne żarty! Może miałam lekką nadwagę, ale z pewnością nie byłam otyła. Nie mogłabym nawet użyć słowa na g... g.... no wiesz, gruba! Wiedziałam, że będę musiała stoczyć ze swoim ciałem walkę, ale z pewnością dałabym radę ukrócić apetyt na słodycze. Byłam pewna, że nigdy nie będę wyglądać jak te grube kobiety w centrum handlowym - te ubrane w poliester, których zbyt ciasne jeansy uwydatniały to okropne zwisające brzuszysko. One były grube. One były otyłe. Nie ja. Nie słuchając rodziców, zapisałam się ponownie do Strażników Wagi.

(...)

Kiedy w magazynie "Allure" znalazłam artykuł napisany przez jedną z główniejszych pisarek brytyjskich, Fay Weldon, autorkę "The Life and Loves of a She-Devil", resztka przyjaznych uczuć jakie żywiłam do siebie uleciała z wiatrem. Weldon szczegółowo opisała mój stan niechęci do samej siebie: "Bycie grubym to depresja. To pragnienie mniejszej przyjemności teraz, zamiast większej później. Bycie grubym to brak wiary w przyszłość, co uzasadnia pragnienie mniejszej przyjemności. Lepszy cukierek w garści, niż miłość, która czai się za rogiem. Bycie grubym to także cieszenie się dniem dzisiejszym: życie teraz, nie później. Bycie grubym to jedna wielka zabawa. Bycie grubym to próbowanie różnych smaków, które dostarczają rozkoszy. Bycie grubym to ataki serca, bolące kolana, i nieustające niskie poczucie własnej wartości. Bycie grubym to wiele rzeczy oprócz jednej - bycie szczupłym. Kolejną rzeczą, jaka nie jest byciem grubym, to bycie pięknym. Bycie grubym jest obrzydliwe. Bycie grubym to głuchy mur miedzy tobą, a bólem rzeczywistości. Bycie grubym to poczucie bezpieczeństwa, wymówka, ucieczka przed seksem. Bycie grubym można kontrolować. Bycie grubym to przemiana; boli i upokarza. Bycie grubym to ukrycie się małej dziewczynki w krągłym ciele kobiety. Szczęśliwi szczupli, na których świeci słońce przychylności społeczeństwa. Słabi i nieszczęśliwi grubi, którzy, nie chcąc tego przyjąć do wiadomości, będą próbowali zmienić świat, a nie siebie, płacząc "To nie jest fair", aż nie usną w swoich trumnach XXL."

(...)

Po tłustych latach, nadeszły bardzo chude. Zachorowałam. Zdiagnozowano u mnie rzadką, nieuleczalną chorobę zwaną ziarniniakowatością Wegnera. Moja waga nie przyczyniła się do jej powstania; po prostu ją miałam i tyle. Musiałam brać dużo leków, które zawierały sterydy. W cztery miesiące przytyłam około 18 kilo. Kiedy w końcu spojrzałam w lustro, byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Miałam dwadzieścia osiem lat i ważyłam 116 kilo. Gorzej już być nie mogło. A jednak. Miałam koszmarną fryzurę (poco kazałam sobie zrobić fryzurę jaką miała Jane Fonda w latach siedemdziesiątych, skoro wiem, że dobrze wyglądam we fryzurce na pazia?) Byłam totalnie przygnębiona.

(...)

BMI jest często wykorzystywany przez lekarzy dla określenia czy pacjent ma nadwagę, i przez firmy ubezpieczeniowe czy klient może podlegać ubezpieczeniu. Nasz rząd karze nas za nadprogramowe kilogramy, ale żadna polisa ubezpieczeniowa nie pokrywa kosztów wczasów odchudzających. Więc masz przechlapane, niezależnie od tego czy jesz, czy się odchudzasz. Ale przy obliczaniu BMI nie bierze się pod uwagę wieku. Nie bierze się także pod uwagę płci. Nie bierze się pod uwagę grubości kości, ani uwarunkowań genetycznych. Nie bierze się pod uwagę tego, czy jesteś sportsmenką czy karmiącą matką. Ale przecież to standard rządowy. Według standardów Narodowego Instytutu Kardiologii prawie dwie trzecie dorosłych między dwudziestym a siedemdziesiątym czwartym rokiem życia ma nadwagę, a trzech na dziesięciu dorosłych jest otyłych.

Większość lekarzy, waży cię, sprawdza twoje BMI i każe ci schudnąć. Jeżeli poszczęści ci się, dostaniesz kilkusetletnią rozpiskę, na której znajdziesz propozycje posiłków - troszkę grejpfruta tu, troszkę serka białego tam. Nici z lodów? "Tak, i proszę się gimnastykować". Tak pan myśli, panie doktorze?

BMI to poręczne narzędzie dla konowałów, którzy potrzebują szybko podjąć decyzję, ale nawet Narodowy Instytutu Kardiologii, który stworzył BMI, określa jego normy jako wielce niesprecyzowane.

O dziwo, "Wall Street Journal", ujawnił, że, według wskaźnika BMI, połowa Hollywood ma nadwagę. "O kilku muskularnych pięknisiach Hollywood oraz znanych sportsmenach można powiedzieć, że mają nadwagę lub są otyli według statystyk podanych na stronach internetowych o sławnych i bogatych", w tym o Melu Gibsonie, Michaelu Jordanie, George Clooney’u, Bradzie Pitt’cie, Brucu Willisie i Harrisonie Fordzie (niewątpliwie przygniata Calistę podczas łóżkowych wygibasów). "Tymczasem, wiele aktorek ma ... niedowagę według tych samych statystyk", czyli Julia Roberts, Hilary Swank, Nicole Kidman, Gwyneth Paltrow i Madonna. Nikt się chyba w tym miejscu nie dziwi.

Jeżeli tak wielu ludzi wychodzi z ram BMI - George Clooney, dajcie spokój! - to czy komukolwiek przyszło do głowy, że nadszedł czas coś zmienić, ale nie mnie ani ciebie, tylko BMI? Albo, że standardy, którymi się posługujemy, aby określić zdrową wagę nie odpowiadają rzeczywistości w uprzemysłowionym narodzie dwudziestego pierwszego wieku? Nie, ponieważ zbyt wielu ludzi zarabia dużo pieniędzy na tych niemożliwych do sprostania wymaganiom.

(...)

Za każdym razem, kiedy publikowane są nowe statystyki, pieniądze wychodzą z twojej kieszeni i trafiają do cudzej. Za każdym razem, kiedy rząd mówi ci byś jadła mniej tłuszczu, powstaje nowa gama beztłuszczowych produktów odchudzających. Efektem takich publikacji jest budowa nowych fabryk, zmniejszenie tym samym bezrobocia, poprawia się stan gospodarki, a prezydent jest wybierany na drugą kadencję. Inna opcja: cudowny lek zwalczający otyłość zostaje wynaleziony. Inwestorzy inwestują, akcje idą w górę, firmy farmaceutyczne znajdują więcej odbiorców, i wszyscy żyją długo i szczęśliwie... dopóki społeczeństwo dowie się o negatywnych (śmiertelnych) skutkach terapii farmakologicznej.

Codziennie w mediach ukazują się artykuły o tym, jacy jesteśmy grubi - według szacunków Ministra Zdrowia, około 61% społeczeństwa ma nadwagę lub jest otyłe. Warto jeszcze raz przyjrzeć się tym liczbom. Oto jak skomentował Wall Street Journal często cytowane statystyki, że dwie trzecie Amerykanów ma nadwagę lub jest otyła: "Te liczby, oparte na badaniach w grupie 1446 osób przeprowadzone w ciągu siedmiu miesięcy w 1999 roku, to standard, którym posługują się lekarze charakteryzując dzisiaj całe społeczeństwo... Co więcej, ostatnie statystyki Centrum Kontroli Chorób, do których często odwołuje się Minister Zdrowia, lekarze i inni, pochodzą z sondaży, które jak przyznaje samo Centrum zostały przeprowadzone w zbyt wąskiej grupie, aby mogłyby być miarodajne."

(...)

Agencje rządowe lamentują, że w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, każdemu Amerykanowi i każdej Amerykance przybyło kilogramów w pasie. Ale nawet jeżeli przestrzegasz diety co do joty - jesz gotowanego na parze kurczaka i garstkę brokuł na obiad - to mimo wszystko, nie jest to kurczak tej samej jakości co w 1950. Ten dzisiejszy nafaszerowany jest hormonami, środkami konserwującymi i dodatkami nieznanego pochodzenia. "Hodowanie mięsa stało się w Ameryce nauką, tak, że dzięki genetycznej selekcji i większej wiedzy o żywieniu, naukowcom udało się zmienić fizyczny skład większości zwierząt, które spożywamy. Producentom mięsa drobiowego, na przykład, udało się skrócić czas jaki potrzeba, aby kurczak osiągnął wagę 1,8-2,2kg, z siedemnastu tygodni w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku do sześciu tygodni dzisiaj," ujawnił New Yorker. Skoro kurczak tyje w rekordowym czasie, to czy my, jedząc go, nie przybierzemy także na wadze? McDonald’s postanowił zmniejszyć ilość antybiotyków stosowanych przy tuczeniu kurczaków, odkąd "rutynowe stosowanie antybiotyków w produkcji mięsa, powoduje zmniejszenie efektywności działania antybiotyków u ludzi."

(...)

Płacenie za programy, które mają ci pomóc w zrzuceniu wagi, to jak gra w kasynie w Las Vegas. Masz marne szanse. Raz od wielkiego dzwonu komuś się poszczęści - a zdarza się to na tyle często, że każda z nas wierzy, że ją też to może kiedyś spotkać. Ale jeżeli przegrasz, to logicznie rzecz biorąc, nie możesz winić samej siebie. Wszystko jest tak z góry zaprogramowane, żeby to kasyno zarobiło więcej. Hmm... może jakaś specjalna organizacja ds. hazardu powinna nadzorować te programy? Oddając swoje ciężko zarobione dolary programom odchudzającym, to jak wrzucanie monet do Jednorękiego Bandyty.

Ale jeżeli tak właśnie chcesz je wydać, to nie jesteś jedyna. Amerykanie wydają 35 miliardów dolarów rocznie na produkty odchudzające. W 2001 roku do Strażników Wagi zapisało się na całym świcie około 47 milionów osób (23,4 miliony w samych Stanach Zjednoczonych). Przychody Strażników wyniosły w 2001 roku 623,9 milionów dolarów.

Cały ten przemysł wydaje rocznie 39,8 miliarda dolarów, aby przyciągnąć twoją uwagę. Strażnicy Wagi wydają każdego roku ponad 30 milionów dolarów na reklamę skierowaną do ciebie. Na drugim miejscu uplasowała się Jenny Craig z budżetem niższym o zaledwie 10 milionów dolarów. Jak twoja silna wola może przeciwstawić się takim kwotom?

(...)

Opiekunowie grup, to ludzie, którzy jakoś dotrwali do końca programu Strażników Wagi i stworzyli z niego swój styl życia. Większość zrzuciła planowane kilogramy, i utrzymała wagę. Oprócz tego jednego faceta, który opiekował się grupą, do której chodziłam na Manhattanie. Kiedyś powiedział: "Kiedy rozmawiamy o wymianie punktów na pieczywo, to mamy na myśli kromkę razowego, a nie paryską krojoną. Ja uwielbiam precelki wiedeńskie... Naprawdę? Ty wolisz drożdżową z budyniem?" I nagle nasze spotkanie zamieniało się w Anonimowych Pożeraczy Węglowodanów. Ten facet widział swoją wymarzoną wagę dwadzieścia pięć, trzydzieści kilo temu, a mnie pozostawiał zawsze z chrapką na pajdę baltonowskiego.

Ktoś na spotkaniu Strażników Wagi, najczęściej kobieta ze środkowo zachodnim akcentem, zawsze zadaje tego rodzaju pytanie: "Jeśli zjem trzy pomidory, zamiast dwóch, jak mam je przeliczyć na punkty? Czy mam go zaliczyć do moich zapasowych kalorii, czy...?" Z tymi punktami to można się pogubić. Ale ty i ja wiemy, że problemem nie jest dodatkowy pomidor, tylko nadprogramowa czekoladka. Niewielu z nas kończy u Strażników Wagi, tylko dlatego, że przeholowało z owocami lub warzywami.

Jednakże, PROWADZENIE POPULARNYCH POGRAMÓW ODCHUDZAJĄCYCH NIE BYŁOBY DOCHODOWYM BIZNESEM GDYBY POMOGŁY CI ZRZUCIĆ WAGĘ I UTRZYMĆ JĄ*. Zastanów się. Jeżeli po raz pierwszy przystąpiłabyś do jednego z takich programów, straciłabyś na wadze i utrzymała ją, nie musiałabyś notorycznie wydawać pieniędzy, próbując schudnąć. Zastanów się nad pierwszym pytaniem, jakie słyszysz na początku spotkania Strażników Wagi: "Kto z was jest tu pierwszy raz?" Czy kiedykolwiek byłaś na spotkaniu, gdzie wszyscy podnieśli ręce. Ja nie byłam.

Jeżeli ten plan jest tak wykonalny, taki logiczny, taki łatwy i ma sens, dlaczego nie możemy go zrealizować do końca? Kupujemy domy i mieszkania. Mamy pracę. Wychowujemy dzieci. A jednak nie jest nam dane stać się Dożywotnimi Członkami Klubu Strażników Wagi? Zapewne robimy coś źle. Nie stosowaliśmy się do wytycznych. Nie liczyliśmy punktów. To nasza wina. Ale skoro tak mało osób odnosi sukces, może to nie nasza wina, tylko samego programu? Nawet na stronie internetowej Strażników Wagi w zakładce Historie Sukcesu zamieszczono ostrzeżenie "wyniki nie są typowe". Nawet wyniki ich rzeczniczki nie są typowe. Jak głosi ich ostatnia ulotka, którą otrzymałam pocztą, a której wcale nie zamawiałam, "Sara, księżna Yorku. Stała waga od 1997. Wyniki nie są typowe". Zaraz, zaraz!? Czy nie wolelibyście skorzystać z programu, gdzie schudnięcie i utrzymanie wagi to typowe następstwo zapisania się do tegoż programu? Ostatnie badania wykazały, że ludzie, którzy uczęszczali przez dwa lata do Strażników Wagi, schudli średnio tylko 2,7kg.

Spójrzmy na to z punktu widzenia czasu. Planujesz zapisać się do Strażników Wagi na sześć miesięcy. Same spotkanie (nie licząc spisywania punktów, dojazdów, ważenia się i planowania posiłków) zabiera ci dwadzieścia sześć godzin. Co mogłabyś zrobić w tym czasie? Pomóc córce w pracy domowej z algebry? Wypróbować przepis, który widziałaś w programie "Nigella ucztuje"? Zrobić sobie kąpiel z bąbelkami? Przeczytać książkę, która zachodzi kurzem na twojej szafce nocnej od dnia kiedy przystąpiłaś do Strażników Wagi sześć miesięcy temu? Ja bym obejrzała maraton serialu "Buffy: Postrach Wampirów".

(...)

Ludzie mówią grubasom: "Nie rozumiem. Przecież nie jesz więcej ode mnie." To prawda. Jest masa grubych ludzi, którzy są grubi z powodu matematyki: wchłaniają więcej kalorii, niż są w stanie spalić. Brak pełnego obrazu sytuacji oraz trochę błogiej ignorancji i już mamy szersze biodra. Wielu facetów, których spotkałam w Duke Diet & Fitness Center - o tym dalej - było w średnim wieku, którzy musieli zamienić puree na pieczone kartofelki i zrobić rundkę wokół bloku. To jakieś 1% społeczeństwa.

No i jesteśmy my, pozostałe 99%. Fanki Oprah, czytelniczki magazynów, panny młode, dziewczyny swoich chłopaków, nastolatki, rozwódki, karierowiczki, opiekunki do dzieci i mamy. Zazwyczaj niczego nam nie brakuje. Ale czasami, kiedy zamykają się drzwi i światła są przygaszone, ruszamy w tany. Niektóre z nas lubią coś przegryźć o północy, a jeszcze inne wstają o czwartej nad ranem na małą wyżerkę. Pozostałe nie zaczną dnia bez małej przekąski, a któreś z kolei są do niczego, jeśli go nie zakończą przegryzką z automatu. Niektóre do każdego posiłku dodają coś słodkiego, pozostałe wytrzymują kilka tygodni, by pewnego dnia pójść na całość. Wiesz jak to jest. Znajdujesz się w jakieś sytuacji. Ulegasz. Czujesz się z tym źle. Więc znów ulegasz. Co za strata. Takie zachowanie jest chore, głupie i bezsensu. To uzależnienie od jedzenia.

Kiedyś, umiałam zjeść plastikową łyżeczką zamrożony jak kamień jogurt jadąc ponad stówą na autostradzie. Byłam o północy w trzech różnych sklepach, aby zaspokoić moją zachciankę na cukrowe laseczki. Zjeżdżałam ponad 45 kilometrów z trasy do Starbucksa na rożka z syropem klonowym z nadzieją, że nikt mnie nie rozpozna. Chowałam papierki po cukierkach w folii aluminiowej, a worki ze śmieciami wyrzucałam na parkingu w centrum handlowym. Przechodziłam dziwne fazy, jedząc krówki co wieczór przez dwa tygodnie, aby później przerzucić się na żelki. Za Chiny nie miałam ochoty na solone i smażone żarcie. Wykradałam jedzenie z szafek znajomych. Zjedzoną na śniadanie czekoladę maskowałam płynem do płukania ust. Czułam się jak alkoholiczka, która ma schowaną flaszkę w koszu z bielizną. Jeśli mam coś "dobrego" w domu, nie mogę przestać o tym myśleć. A jeśli nie mam, myślę jak to zdobyć. Myślę, myślę i myślę (takie myślenie hamował fen-phen). Mogę mieć grypę, 40 stopni gorączki, może być środek burzy śnieżnej, ale jeśli mam ochotę na lody, to cholera jasna, chrzanię stanik, wkładam buty, zarzucam palto na piżamę i idę do osiedlowego spożywczaka. O co do cholery w tym wszystkim chodzi?

(...)

Gdybyś się kiedykolwiek zastanawiała, jak wygląda totalne dno, oto jego ono: jest 23.59 w Sylwestra, a ty jesteś sama w Walgreen’s na Florydzie próbując wybrać cukierka, który najlepiej uśmierzy twój ból (wybrałam Celebrations , abym mogła wypróbować różnych rodzajów). Masz trzydzieści lat, właśnie wylali cię z twojej wymarzonej pracy, gospodarka jest pod psem i nie masz chłopaka. Wiesz, że staniesz się outsiderką, agorafobem z problemami ze snem i zaburzeniami łaknienia. Jesteś pewna, że wyciągną twoje wzdęte, sterane ciało żurawim wysięgnikowym przez okno, a reportaż z akcji ratunkowej pokażą w programie Jerry’ego Springera.

Wtedy właśnie wiesz, że czas iść do Duke. Zawsze marzyłam o Duke. Ten najbardziej ekskluzywny ośrodek, został założony w 1969 roku przez Duke University w Durham, w Północnej Karolinie. Duke Diet & Fitness Center (DFC) jest renomowanym ośrodkiem badawczym i kliniką leczenia nadwagi. Grubasy myślą o Duke jak alkoholicy o Betty Ford : Jeśli oni ci nie pomogą, to nikt tego nie zrobi.

Potrzebowałam obozu szkoleniowego dla grubasów, jakiegoś kopa zanim zaczęłabym znowu się staczać. Potrzebowałam odzyskać kontrolę nad moim ciałem i życiem. Nie chciałam schudnąć, chciałam poddać się jakiemuś REŻIMOWI. Chciałam mieć plan: jeden miesiąc idealnego odżywiania się, ćwiczeń i snu. To oznaczało nie dać się wplatać w żadne cyferki. Mój styl życia zmieniłby się, a moje życie wreszcie zaczęło.

...

----------
* Mówi się że zarówno przemysł odchudzania i fitnessu poniósł klęskę. To podobnie jak ze zmową famacji z medycyną - leczyć ale nie wyleczyć. Tylko wtedy biznes sie kręci. A merytoryczne - pokutują złe metody i wyobrażenia na temat tego, co jest szkodliwe a co pożyteczne, różne mity. Piramida żywieniowa jest po raz kolejny zmieniana. Generalnie należy odejść od diet wysokowęglanowych.
Ćwiczenia aerobowe są mniej efektywne od siłowych, itd.
Znajdziesz tutaj wskazówki w późniejszych od tego artykułach  (LK).

 


 



Wyszukiwarka
lokalna

na dole strony
Także w Komunikaty

Zapisz się na 
Biuletyn

(Twoje dane sa całkowicie bezpieczne,
za zapis -
upominek)

 

Twoja Ochrona Medyczna
Twoja Super Ochrona Medyczna

 Zdrowie i Fitness
Zobacz na Facebook'u

kawa dla zdrowia

Zdrowie ze ^ smakiem

Zdrowy biznes

 

  Widge

 

Otwórz serce


Twój System

Dla
Stefana G

Share

Follow etsaman2 on Twitter

 

 

 


                    Wyszukiwarka lokalna Umożliwia wyszukiwanie wg stopnia dopasowania lub dat (patrz opcje wyników po wyświetleniu). 
                    Google aktualizuje swe indeksowane zasoby co pewien czas, zatem nie zawsze to, co się pokaże jest aktualne. Zawiera reklamy Google
.
  

                         Copyright Leszek Korolkiewicz 2007-20    admin( @ )lepszezdrowie.info   Zastrzeżenie i Polityka Prywatności 
                      Na tej stronie wykorzystujemy tzw. ciasteczka - małe pliki tekstowe (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki.  
                         
Korzystanie z naszego serwisu bez  zmiany ustawień dotyczących cookies, umieszcza je w pamięci Twojego urządzenia > Zastrzeżenie. (patrz też lewy margines).   Powrót do strony głównej.