Startowa Do nadrzędnej Nowości English Komunikaty Pro Inne English articles O nas Współpraca Linki Polecamy Ściągnij sobie Zastrzeżenie
| |
Dlaczego nienawidzimy własnych ciał?
Susie Orbach
Koncentrowanie się na wyglądzie to kluczowy aspekt kobiecego
doświadczenia. Dotyczy nawet pięcioletnich dziewczynek naśladujących swoje
ukochane gwiazdy pop.
Wydaje się, że ta fiksacja to prawidłowość ludzkiej natury. I wszystkie jej
podlegamy. W dowolnym momencie cyklu życia znajdziemy dowody naszego
zaaferowania jedzeniem i wyglądem. Najnowsza moda wśród sławnych kobiet polega
na odbywaniu porodu drogą cesarskiego cięcia w 36 tygodniu ciąży, co pozwala
uniknąć przyrostu wagi związanego z ostatnim miesiącem ciąży, mimo że w
rzeczywistości większość kobiet wcale nie przybiera wówczas na wadze (w każdym
razie w ciągu ostatnich dwóch tygodni). Wpływ tego typu decyzji na matkę i
noworodka sięga poza okres ciąży i porodu. Często zdolność kobiety do karmienia
piersią zostaje zaburzona przez jej niepokój związany z własnym wyglądem i
apetytem.
Rzecz jasna, każda świeżo upieczona mama chce zapewnić dziecku
dobry start w życiu. Niestety, presja na szybki powrót do figury sprzed ciąży
wprowadza niepokoje związane z jedzeniem w najwcześniejszą z relacji - karmienie
noworodka. Wiele dzieci dorasta w niepewności co do własnego apetytu. Nie mają
pojęcia, że jedzenie to coś, czego człowiek potrzebuje tylko wtedy, gdy jest
głodny. Podstawowy mechanizm sterujący apetytem jest niedorozwinięty i otwiera
drogę wpływowi stanów emocjonalnych na odżywianie.
Dezorientowanie naszych apetytów od dziesięcioleci pozostaje
celem przemysłu spożywczego. Jego zyski rosną, kiedy może sprzedać nam więcej,
równocześnie obniżając koszty produkcji, transportowania i magazynowania
żywności. W ostatnich kilku dekadach przyzwyczaiłyśmy się do szerokiej
dostępności stosunkowo taniej żywności, której większość zawiera stabilizatory,
sztuczne aromaty i składniki przedłużające termin przydatności do spożycia. (…)
Czy chcemy, czy nie chcemy, nasze koszyki z zakupami stają się
coraz pełniejsze, restauracje fast-food wyrastają jak grzyby po deszczu, podczas
gdy inna wielka gałąź przemysłu spożywczego, produkcja żywności dietetycznej i
preparatów wspomagających odchudzanie, pomnaża w nieskończoność zyski w poczuciu
bezpieczeństwa, mając świadomość, że na 100 osób przechodzących na dietę, 97
procent będzie powracało po kolejnych porażkach.
Wart 40 miliardów dolarów przemysł dietetyczny zbija kapitał
na poświątecznym i przedwakacyjnym rynku, składając nierealistyczne obietnice.
Jednak nasze ciało ma naturalne mechanizmy do radzenia sobie z dodatkowym
pożywieniem, którego sobie dostarczamy w różnych momentach w roku. Po prostu
przyspiesza metabolizm, dopóki jego masa się nie ustabilizuje. Kiedy jemy mniej
niż nasze ciało potrzebuje, nasza przemiana materii zwalnia, jak gdyby
ochraniając nas przed skutkami głodu. Każda z nas ma ustalony punkt, do którego
zmierza masa naszego ciała, wahając się w granicach kilku kilogramów. Jeżeli bez
przerwy przy nim manipulujemy stale jedząc więcej, niż nasze ciało może
przetworzyć, albo odchudzając się, „regulator” dostosowujący nasz metabolizm do
pożywienia przestaje działać, albo zacina się na niskim poziomie. W ten sposób
diety mogą owocować skutkami przeciwnymi do zamierzonych – przyrostem, zamiast
spadkiem wagi. W rzeczywistości powtarzane często diety to jeden z
najskuteczniejszych sposobów tycia.
Nie ma wątpliwości, że eksplozja otyłości jest powodem do zmartwienia. Ale czemu
nasze rządy trąbią o epidemii, zamiast się skoncentrować na o wiele
powszechniejszym, i często bardziej ukrytym zjawisku zaburzeń odżywiania, które
dotykają tak wielu ludzi? To one stanowią prawdziwe społeczne zagrożenie
zdrowotne.
Specjalistyczne publikacje wskazują, że to poziom sprawności,
a nie ilość tłuszczu determinuje śmiertelność. Można być grubą, sprawną i
zdrową. Tyrania szczupłości i przekonanie, że wszystkie powinnyśmy być tego
samego rozmiaru jest nierealistyczne i niezdrowe. Jednak pragnienie dostosowania
się do standardów i dostrzegania w lustrze w przybliżeniu tego samego, co
widzimy na plakatach, w czasopismach i na ekranach, okazuje się zniewalające.
W szkolnych klasach na całym świecie dziewczynki wymieniają
się sposobami na ograniczenie jedzenia, by naśladować doskonałe ciała, które
nieustannie narzucają się im z teledysków, pokazów mody, czasopism i tablic
reklamowych. W głębi duszy dziewczęta wiedzą, że te ciała nie do końca są
prawdziwe, że zostały udoskonalone przez chirurgię, oświetlenie, kąt ustawienia
obiektywu i cyfrowe manipulacje. Ale to nie ma znaczenia. Zalew obrazów
przesączył się do świadomości wszystkich i zmienił sposób, w jaki postrzegamy
nasze ciała.
Dzisiaj ciało nieomal definiuje sposób, w jaki wolno nam żyć.
Jeżeli dziewczynki nie czują się dobrze we własnej skórze, niewiele rzeczy w ich
życiu będzie się układać. Ciała są dla nich źródłem kłopotów i zmartwień.
Operacja plastyczna to obecnie coś, na co niestety wiele dziewcząt czeka z
niecierpliwością – wymarzony prezent na szesnaste urodziny.
W 1995 roku mieszkańcy Fidżi po raz pierwszy uzyskali dostęp
do telewizji, transmitującej rozmaite programy amerykańskie. Tylko trzy lata
później, w 1998 roku, 11,9 procent nastolatek przesiadywało z głową nad sedesem
cierpiąc z powodu bulimii – schorzenia, o którym wcześniej nikt na Fidżi nawet
nie słyszał. Jeśli się weźmie powyższe pod uwagę, jak również uwzględni 35 000
operacji plastycznych kobiecych nosów w Iranie (część tych nosów nigdy nie jest
oglądana publicznie, bo tkwią pod hidżabem), Chinki, które poddają się łamaniu i
rozciąganiu nóg, żeby uzyskać dodatkowe parę centymetrów wzrostu, Japonki, które
mają się powszechnie za otyłe, nie sposób oprzeć się przekonaniu, że nienawiść
do ciała to jeden z głównych towarów eksportowych zachodniego świata.
To, co wzajemnie wiąże ludzi w ramach globalnej wioski, to
zdolność identyfikacji i wzajemnego rozpoznawania się poprzez konsumeryzm, a
szczególnie poprzez marki, ubrania, jedzenie i muzykę. Na tym globalnym rynku
również kształt ciała kobiety stał się marką, jej marką, jej kartą wstępu i
biletem uprawniającym do zajmowania przestrzeni.
W miarę jak kobiety walczyły o poszerzanie sposobów istnienia
i oddziaływania na świat, otrzymywały coraz bardziej homogeniczny i zdrobniały
obraz kobiecości. Owszem, z pozoru króluje różnorodność, najnowsze kanony
wyglądu są promowane przez modelki rozmaitych kolorów skóry. Jednak etniczna
różnorodność jest w istocie ograniczona do małego przedziału typów fizycznych, z
których wszystkie charakteryzują się chudą i wydłużoną architekturą ciała.
W ostatnich kilku latach ideał piękna się zdemokratyzował. A
elitarna elegancja stała się bardziej powszechnie dostępna i odczuwana jako coś
niezbędnego przez większą liczbę ludzi. Niestety, co smutne i zdumiewające, tej
demokratyzacji towarzyszyło zawężenie ideału piękna.
Nie próbuję sugerować, że chude jest złe, a grube jest dobre.
Taki punkt widzenia byłby absurdalny. Piszę o emocjonalnych znaczeniach, które
przypisujemy otyłości i szczupłości.
The Guardian, wg Onet.pl, 2008 r.
| |
Wyszukiwarka
lokalna
Także w Komunikaty
Zapisz się na
▼Biuletyn▼
(Twoje dane sa całkowicie bezpieczne,
za zapis - upominek)
Twoja
Super Ochrona Medyczna
|