Koniec tanich leków

Dzisiaj idąc do apteki mamy wybór - zamiast drogiego, oryginalnego leku możemy kupić jego tańszy odpowiednik. Na przykład, zamiast kosztującego ponad 30 zł brytyjskiego antybiotyku przeciw zapaleniu dróg oddechowych możemy dostać jego polski zastępnik, który kosztuje jedną trzecią tej ceny. W sumie na jeden oryginalny produkt przypada w Polsce ok. 20 jego generyków, czyli właśnie tańszych odpowiedników. Niestety. Za kilka miesięcy tak dobrze już nie będzie.
Wszystko z powodu tzw. ponownego procesu rejestracji produktów leczniczych, do jakiego zobowiązał się nasz rząd, wstępując do Unii Europejskiej.

Koncerny tną koszty

Aby zyskać możliwość sprzedaży krajowych leków na terenie kraju i całej wspólnoty, polscy producenci muszą na nowo zarejestrować swoje produkty, aby odpowiadały standardom unijnym. Jeśli jednak firma nie chce dalej produkować danego medykamentu, może po prostu nie zgłaszać go do ponownej rejestracji. I tak też się stało teraz przy rejestracji tanich odpowiedników drogich leków.  Ponowna rejestracja nie jest okazją do rezygnacji z produkcji leków, które są niedochodowe. - zapewnia Cezary Śledziewski, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego. - Natomiast zmuszenie producentów do poświęcenia ponad roku na przygotowanie powtórnej dokumentacji i pokrycia kosztów z tym związanych rzędu 250-750 tys. zł dla jednego preparatu, mogło decyzje o zaprzestaniu produkcji nierentownych leków przyspieszyć.

Zarówno wszystkie przedsiębiorstwa, jak i producenci leków dążą do zysku - dodaje zaś dr Wojciech Łuszczyna z Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, gdzie właśnie trafiają wnioski rejestracyjne.

Co to oznacza dla pacjenta? Na 523 leki refundowane, do których państwo dopłaca co roku (rocznie NFZ wydaje na leki 7 mld zł), aż 470 produktów to tańsze odpowiedniki drogich leków. Z danych Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych wynika, że koncerny farmaceutyczne nie zarejestrowały do tej pory ponad 190 refundowanych dzisiaj leków.

A to oznacza, że ci, którzy do tej pory nie złożyli wniosków o rejestrację, teraz już nic nie zrobią. Proces dopuszczenia leku do sprzedaży trwa kilkanaście miesięcy - mówi Cezary Śledziewski.

Minister nie pomoże

Do produkcji tanich, popularnych leków istotnych dla zapewnienia zdrowia Polaków firmy farmaceutyczne zobowiązały się jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy przejmowały prywatyzujące się państwowe wytwórnie leków. Teraz umowy z koncernami już wygasły, a Ministerstwo Zdrowia nie porozumiało się z koncernami, które tanie leki powinny znajdować się w obrocie. Dziś tylko od firm farmaceutycznych zależy, co będą produkować, a z czego zrezygnują.

Krajowi producenci leków w 2004 i 2005 r. zwracali się do Ministerstwa Zdrowia z propozycją przeprowadzenia analizy, który tani lek powinien pozostać na rynku, a którego produkcji można by bez straty dla pacjenta zaprzestać. Niestety, nasze propozycje pozostały do dziś bez odpowiedzi - twierdzi Cezary Śledziewski.

Co na to ministerstwo?  Minister Zdrowia nie dysponuje prawnymi narzędziami, które mogłyby zobligować podmiot odpowiedzialny do produkcji leków. Poza tym rynek farmaceutyczny w Polsce jest tak różnorodny, że nie ma takiej możliwości, żeby zabrakło leków w aptekach dla pacjentów - odpowiada Ewa Gwiazdowicz, rzecznik ministra zdrowia.

Zdanie pacjentów jest jednak inne. Kontrola Ministerstwa Zdrowia i NFZ jest niezbędna. Pacjent ma prawo do otrzymania tańszego leku. Państwo musi o to zadbać, dlatego liczymy, że resort przedstawi w końcu plan kontroli rynku leków w Polsce - przekonuje Tomasz Szelągowski, prezes Federacji Pacjentów Polskich.

Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych dokładną listę leków, która zniknie z rynku, poda z końcem roku.

 

Źródło: emetro.pl  2008-03-09   (art. archiwalny)